Jack Campbell - Narodziny floty. Awangarda
Po stworzeniu napędu skokowego wszechświat stanął dla ludzkości otworem. Nieograniczeni już jedynie do planet Układu Słonecznego i bliskich im kolonii, ludzie wyruszyli znaleźć dom w odległych częściach kosmosu. Jednak szybko okazało się, że w nowych światach, gdzie nie sięga zwierzchnictwo Ziemi, źle się dzieje. Nie ma jeszcze Sojuszu ani Syndykatu, które sprawowałyby władzę nad mieszkańcami kosmosu, wrogie układy napadają na nowo założone kolonie, tajemnicze okręty sieją spustoszenie, a komuś najwyraźniej bardzo zależy na tym, by odległe krańce świata pogrążyły się w chaosie.
Niestety prequel Zaginionej floty nie zachwyca oryginalnością równie mocno, co ta pierwsza seria, gdzie fabuła składała się głównie z kosmicznych potyczek, które były REWELACYJNE (więcej o tych książkach możecie przeczytać tutaj)! W Awangardzie otrzymujemy typowe sci-fi, zdecydowanie bliższe Wstrząsom wtórnym Marco Kloosa niż oryginalnej Flocie. Słowem - ludzie w różnych miejscach kosmosu przeżywają swoje przygody, które coraz bardziej zbliżają ich do kulminacyjnego momentu, gdy wszystkie wątki połączą się ze sobą.
I wiecie co? Ja naprawdę nienawidzę oczekiwania na ten moment!
No dobrze, to nie tak, że go nienawidzę, po prostu nie mogę się doczekać i aż skręca mnie z emocji! Bo, mimo że sam motyw nie jest tu może niesamowicie kreatywny, fabuła powieści wciąż wciąga, akcja czasem przyspiesza bicie naszych serduszek, a każde kolejne nazwisko, które znamy już z Zaginionej floty, jest jak oczko puszczane przez autora w naszym kierunku i sprawia, że tym bardziej chcemy poznać losy przodków bohaterów, którzy już wcześniej wkradli się w nasze serduszka.
Awangarda została napisana mniej topornie niż poprzednie książki autora, chociaż momentami wciąż z ogromnym patosem (ale taki już chyba urok Campbella). Nie zmienił się również sposób, w jaki autor kreuje swoich bohaterów, którzy są raczej szablonowi i mocno wyidealizowani. Przy okazji lubią egzystencjalne przemyślenia i dyskusje, które na szczęście nie spowalniają znacząco akcji, pozwalają nam natomiast lepiej zrozumieć motywy postaci.
Nie jest to książka wybitna i zdecydowanie ma swoje wady. Na pewno nie pogardziłabym lepszą kreacją świata i bardziej realnymi postaciami, którym czasem coś się nie udaje. No i nie zapominajmy o bitwach kosmicznych. Co prawda, jak na militarne sci-fi przystało, część potyczek rozgrywała się w przestrzeni kosmicznej (a część na planetach), ale dalej czekam na zachwycające walki w prawdziwie campbellowym stylu! Nie zmienia to jednak faktu, że przy Awangardzie można się naprawdę świetnie bawić, przewrócić ostatnią stronę z uśmiechem na ustach i niecierpliwie czekać na kolejną część.
0 komentarze:
Prześlij komentarz