Simmon Beckett - Zapisane w kościach

"W odpowiedniej temperaturze pali się wszystko. Drewno. Ubranie. 

Ludzie.

Przy dwustu pięćdziesięciu stopniach Celsjusza płonie ciało. Już po chwili skóra czernieje i pęka. Tłuszcz upłynnia się, topi jak słonina na patelni. Służy za paliwo dla płomieni trawiących ciało. Ogień zajmuje najpierw ręce i nogi, robiące za podpałkę pod masywny korpus. 

Kurczące się ścięgna i włókna mięśniowe wprawiają płonące kończyny w podrygi, które są obsceniczną parodią życia.

Ostatnie w kolejności trawione są organy wewnętrzne. (...) Co innego kość. Ta uparcie opiera się wszystkiemu, ulegając tylko najgorętszemu ogniowi."

Trochę makabryczne rozpoczęcie? Być może. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to jeden z najlepszych początków książek, na jakie można trafić - jestem pewna, że wszyscy fani kryminałów się ze mną zgodzą! Albo przynajmniej fani kryminałów z wątkiem medycznym i serialu Kości.

Zapisane w kościach to druga część przygód naszego ulubionego lekarza medycyny sądowej (recenzję pierwszego tomu znajdziecie tutaj), jednak seria ma to do siebie, że można czytać poszczególne tomy bez znajomości poprzednich. Każda książka jest oddzielną historią, połączoną w całość głównie za sprawą wydarzeń z życia naszego bohatera, bez których i tak będziecie mogli cieszyć się przyjemną lekturą. Chociaż oczywiście jak najbardziej zachęcam do zapoznania się z całą serią, bo to majstersztyk!

David Hunter po raz kolejny ląduje w małej, odizolowanej od świata społeczności i w samym środku akcji. Tym razem wydarzenia rozgrywają się na szkockiej wysepce Runa. Były policjant, który na Runie odbywa emeryturę, informuje o odkryciu w starej chacie spalonego ciała. Policja podchodzi do zgłoszenia raczej sceptycznie i nie podejrzewa morderstwa, ale Hunter i tak zostaje wysłany na wyspę w celu zbadania zwłok. David ma nadzieję, że sprawa rozwiąże się szybko i będzie mógł wrócić do domu i do Jenny, nie wie jednak, że najgorsze ma dopiero nadejść.

Beckett po raz kolejny mistrzowsko kreuje gęstą, duszną atmosferę spowijającą zamknięte społeczności i specyficzną, klaustrofobiczną aurę niepokoju i nieufności. Runa staje się miejscem, z którego nie można uciec i w którym nikogo (ani niczego) nie można być pewnym. 

Równie sprawnie zbudowane jest napięcie, a autor funduje nam kilka naprawdę mrożących krew w żyłach momentów. Kolejne zwroty akcji i przerażające wydarzenia, które spadają na bohaterów (i czytelnika!) jak grom z jasnego nieba (chociaż niebo nad Runą zdecydowanie nie jest jasne!), przyprawiają o szybsze bicie serca i coraz bardziej wciągają w fabułę powieści. W pewnym momencie zdacie sobie sprawę, że, tak samo jak mieszkańcy wyspy, nie jesteście w stanie wyplątać się z tej historii - przynajmniej do momentu, gdy poznacie jej rozwiązanie!

Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o głównym aspekcie, który sprawił, że pokochałam przygody doktora Huntera, czyli o wyjątkowym podejściu do rozwiązywania spraw kryminalnych. Motyw medycyny sądowej i obserwowania akcji oczami lekarza sądowego jest po prostu rewelacyjny! A w dodatku Hunter to naprawdę spoko gość, z którym chętnie poszłabym na piwo, żeby posłuchać o jego pracy.

Podsumowując, nie czytać Becketta to grzech!

Powrót do jego książek za każdym razem sprawia mi równie ogromną przyjemność, co poznawanie historii doktora Huntera po raz pierwszy. Przedzieranie się przez gęstą sieć domysłów, poszlak i teorii, brnięcie po kolana w dusznej atmosferze i kolejne zagadkowe wydarzenia - wszystko to sprawia, że wspólnie z Hunterem możemy przeżyć niesamowitą przygodę. Na szczęście zawsze robię sobie przed ponownym czytaniem przerwę na tyle długą, by powieści Becketta mogły mnie na nowo zaskoczyć, przestraszyć, zszokować i pozwolić się czytać z wypiekami na twarzy oraz wstrzymywanym oddechem. Jestem przekonana, że z Wami będzie podobnie!

Przeczytaj też

0 komentarze:

Prześlij komentarz