Jack Hartnell - Jeździec bez głowy. Co o ciele wiedzieli ludzie średniowiecza?

Jeździec bez głowy to już druga w ostatnim czasie książka Wydawnictwa Poznańskiego, której autor próbuje udowodnić nam, że średniowiecze było niesamowicie barwną epoką, zupełnie inną od zwyczajowych smutnych, czy wręcz pogardliwych wyobrażeń o ciemnych wiekach i ogólnym zacofaniu ówczesnego społeczeństwa (pierwszą była Świnia na sądzie ostatecznym Mai Iwaszkiewicz - link do recenzji tutaj). Jak to się udało w Jeźdźcu?

Od razu widać, że Hartnell miał na swoją książkę bardzo ciekawy pomysł. Postawił na konstrukcję tożsamą z tą, jaką w średniowieczu wykorzystywali lekarze przy pisaniu dzieł medycznych, czyli w oparciu o budowę ciała człowieka - a capite ad calcem oznaczające "od głowy do pięty". Swoją średniowieczną przygodę zaczynamy więc od głowy, później przechodzimy do zmysłów, następnie do skóry, kości, serca, krwi, dłoni, brzucha i genitaliów, kończąc na stopach.

Jeśli jednak myśleli_łyście (tak jak ja), że autor faktycznie będzie się skupiał głównie na aspektach medycznych, to czeka Was spora niespodzianka! Ta konstrukcja jest tylko wstępem do dużo głębszej analizy epoki, a na jej podstawie w każdym rozdziale Hartnell prezentuje nam kolejne fakty i ciekawe informacje, powiązane z daną częścią ciała i przedstawiające cały przekrój tamtych czasów: zabobony, religie, medycynę, technikę, naukę, kulturę, codzienne życie biednych i bogatych w różnych zakątkach świata, czy miejsce kobiet w społeczeństwie.

Już od pierwszych stron zostajemy zarzuceni mnóstwem dziwacznych, z naszego punktu widzenia wręcz abstrakcyjnych, średniowiecznych smaczków. Oczywiście poruszane zostają tutaj również przyziemne kwestie - na przykład całkowicie niewinny opis procesu sporządzania pergaminu ze skór zwierzęcych. Jednak zdecydowanie ciekawsze (przynajmniej z mojego punktu widzenia) są prawdziwe średniowieczne perełki absurdu, takie jak trzymanie na królewskich dworach flatulistów, czyli artystów wydających dźwięki odbytem (o przepięknych imionach, takich jak Roland Prukacz - nie żartuję!), albo medyczne kurioza w stylu przeświadczenia, że macica może wędrować po ciele i trzeba odprawiać nad nią egzorcyzmy, żeby grzecznie powróciła na swoje miejsce!

Wszystkie te niesamowite informacje uzupełnione są interesującymi schematami z ksiąg medycznych, zdjęciami narzędzi, grafik, rzeźb, obrazów i budynków. Cała książka została przepięknie ilustrowana, a Hartnell w ciekawy sposób analizuje i wyjaśnia znaczenie przedstawionych w niej przedmiotów. 

W tekście możemy znaleźć trochę rzucających się w oczy powtórzeń, jednak całość czyta się z wielką przyjemnością. Jeździec bez głowy napisany został bardzo przystępnie, w raczej luźnym stylu (niestety nie równie dowcipnie, co prześwietne książki Jennifer Wright z tej serii), choć w niektórych miejscach uderza w bardziej patetyczne tony. Przyznaję, że momentami lektura trochę mi się dłużyła, ale za to inne fragmenty wynagradzały to z nawiązką! 

Hartnell zabiera nas w ekscytującą podróż, podczas której każdy znajdzie coś, co go szczególnie zainteresuje, zachwyci, obrzydzi lub zszokuje. Dzięki tej książce poznamy zupełnie inny wymiar wiedzy, niż ten, który wkładano nam do głów w szkole - po pierwsze dużo przyjemniej podany, a po drugie niesamowicie rozległy i ciekawy! Odpowiadając więc na pytanie z pierwszego akapitu - autorowi zdecydowanie udało się zaprezentować te tysiąc lat naszej historii jako barwne i fascynujące czasy, w których ludzie niewiedzę nadrabiali ogromną kreatywnością. A jeśli wciąż mi nie wierzycie, to nie pozostaje Wam nic innego, jak tylko sięgnąć po tę książkę!

Przeczytaj też

0 komentarze:

Prześlij komentarz