Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Księga I
Z okazji premiery nowego wydania Pana Lodowego Ogrodu (które, swoją drogą, jest naprawdę przepiękne!), postanowiłam, że nadszedł najlepszy moment na reread tej serii. I po pierwszym tomie mogę stwierdzić, że stało się dokładnie tak, jak przewidywałam: ta książka dalej sprawia równie niesamowite wrażenie, co za pierwszym razem!
Vuko Drakkainen zostaje wysłany na tajną misję na planetę Midgaard, gdzie odkryto pierwszą we wszechświecie obcą antropoidalną kulturę. Vuko ma przed sobą konkretne zadanie: odnaleźć członków misji badawczej, z którymi dwa lata temu urwał się kontakt, i w żaden sposób nie ingerować w kulturę mieszkańców planety. Nie trafia jednak na dobry moment - nad Midgaardem wisi groźba wojny bogów, po jednej stronie kontynentu tajemnicza kapłanka chce przywrócić okrutny kult Podziemnej Matki, a po drugiej Ludzie Węże dopuszczają się coraz bardziej bestialskich czynów.
Sam świat w PLO został przepięknie wykreowany, a jego państwa, polityka, historia, odrębne kultury i religie składają się na niezwykle złożoną i spójną całość. Po przeciwnych stronach kontynentu rozgrywają się dwie odrębne historie, które pozwalają nam poznać mnóstwo fascynujących miejsc i stworzeń, przy czym obydwie są równie absorbujące i wciągają tak bardzo, że nie będziecie mogli oderwać się od żadnej z nich.
Vuko może spokojnie walczyć o tytuł najlepszego głównego bohatera na świecie - po prostu nie da się go nie lubić, jest przezabawny, a jego teksty i przemyślenia sprawiają, że płaczecie ze śmiechu. Albo może to tylko ja, bo przyznaję, że humor w Panie Lodowego Ogrodu wpasowuje się w moje gusta w 120%!
Autor oferuje nam też ogrom świetnych fantastycznych motywów, a jego kolejne pomysły sprawiają, że tylko coraz bardziej zakochujemy się w tej historii. Opisy dziwnych magicznych postaci i tajemniczych zjawisk są barwne, sugestywne i cudownie działają na wyobraźnię, a mroczny świat, zimna mgła, stworzenia rodem z horrorów i słowa takie jak "uroczysko" nadają książce tak niesamowity klimat, że aż ciareczka przechodzi po pleckach.
No i jest jeszcze to zakończenie, które spada na nas znienacka i wbija w fotel. Pamiętam, że gdy czytałam PLO po raz pierwszy, ostatnie strony tego tomu pozostawiły mnie z całkowicie zniszczonym mózgiem i nieodpartą potrzebą, by od razu zabrać się za kolejny!
Gwarantuję Wam, że Pan Lodowego Ogrodu zasługuje na wszystkie zachwyty i peany, które na jego cześć tworzę, chociażby tylko z dwóch powodów: po pierwsze, to nasz rodzimy twór, a wiadomo - cudze chwalicie, swego nie znacie, a po drugie, seria Grzędowicza jest literaturą fantastyczną na najwyższym poziomie, obok której po prostu nie może przejść obojętnie żaden fan gatunku!