Laura Kneidl - Someone to stay

Po zaskakującym Someone new i uroczym Someone else nadszedł czas na historię kolejnej pary, która dotąd pojawiała się w tych powieściach w roli postaci drugoplanowych - Alizy i Luciena. W poprzednich częściach nie zrobili na mnie zbyt dużego wrażenia - przewijali się gdzieś w tle i nieszczególnie interesowały mnie ich losy - ale to w końcu Kneidl, więc postanowiłam dać im szansę!

Aliza studiuje prawo, a równocześnie prowadzi popularnego bloga kulinarnego oraz instagram, na którym obserwuje ją ponad trzydzieści tysięcy osób, i pracuje nad swoją pierwszą książką kucharską, której premiera odbędzie się już niedługo. W natłoku obowiązków nie ma czasu nawet na sen, a co dopiero na miłość czy związek! Ale wtedy pojawia się Lucien, który również lawiruje pomiędzy studiami i pracą, a w dodatku opiekuje się młodszą siostrą. Aliza i Lucien nie mogą pozwolić na to, by coś (lub ktoś!) odciągało ich od obowiązków, jednak nie mogą przestać o sobie myśleć!

Główny bohater to zdecydowanie mój typ - tatuaże, mocna muzyka (kilka zespołów na jego playliście całkiem lubię, chociaż autorka niestety postawiła raczej na najbardziej oklepanych wykonawców), ale ostatecznie niezbyt mnie do siebie przekonał. W przypadku Alizy sprawa wygląda zdecydowanie lepiej, bo mamy więcej okazji, żeby ją poznać (jest pierwszoosobową narratorką). Ale wciąż nie mogę się oprzeć wrażeniu, że momentami autorka zapominała, że oprócz wszystkich obowiązków, którymi obciążeni są nasi bohaterowie, powinni mieć jeszcze jakiś charakter.

Na szczęście Kneidl nie zawiodła, jeśli chodzi o aspekt, za który najbardziej ją cenię i wielbię - jej książki zawsze przedstawiają istotne kwestie, zgrabnie wplecione w romantyczną opowieść. I tak jest także tym razem! Historia Alizy i Luciena pozwoliła jej poruszyć niesamowicie wiele przeróżnych tematów, między innymi nierówne traktowanie, z jakim spotykają się w Stanach imigranci czy wsparcie, jakim może być dla nas rodzina, tradycja i kultura. W równie emocjonujący sposób opowiada o stracie i żałobie, jak i o odnajdowaniu siebie.

Mniej tu romansu, a więcej samorozwoju, dorastania i poszukiwania swojej własnej drogi, i muszę przyznać, że podoba mi się to rozwiązanie! Tym bardziej, że relacja bohaterów wydaje się trochę naciągana. Aliza reaguje na Luciena w tak wyolbrzymiony sposób, że czasem aż głupio się to czyta. Niektóre teksty są niesamowicie cringe'owe albo przesadnie wydumane i kwieciste. "Błysnęła iskra (...), wzbudzając we mnie nagły pożar" brzmi jak tekst typowy raczej dla romansów z niższej półki. Zbiegi okoliczności i sytuacje, w które pakują się bohaterowie, pasują bardziej do komedii romantycznej. A drama, która oczywiście musi się pojawić w każdej historii, jest tutaj zrobiona jakoś tak na siłę. 

Och i czy tylko mi wydaje się, że Micah i Cassie zachowują się niesamowicie dziecinnie?

W dodatku książka dużo traci przez niestaranną korektę, brak znaków interpunkcyjnych i literówki. Ale najgorsze ze wszystkiego jest to, że przejścia między poszczególnymi miejscami akcji i wydarzeniami nie są w żaden sposób zaznaczone. Przeskoki nie zostały oddzielone nawet jedną linijką, co jest niesamowicie irytujące, a przede wszystkim dezorientujące.

Kneidl ma talent do tworzenia życiowych opowieści i słodko-gorzkich historii, które poruszają nasze serduszka. W Someone to stay niestety widać to najmniej, co nie zmienia faktu, że książkę wciąż czyta się przyjemnie... tylko czasem trzeba sobie zrobić przerwę na przewrócenie oczami. Historia ma swoje mocne strony i dobre momenty, jej lektura na pewno sprawi Wam radość, jednak w ostatecznym rozrachunku nie wypada tak dobrze, jak poprzednie książki autorki.

Przeczytaj też

0 komentarze:

Prześlij komentarz