Holly Black - Serce trolla
Kiedy Val dowiaduje się, że została zdradzona przez najbliższe osoby, cały jej świat lega w gruzach. Nastolatka ucieka z domu i po raz pierwszy wyrusza w samotną podróż do Nowego Jorku, gdzie dotychczas zawsze udawała się jedynie w towarzystwie mamy, która nie spuszczała z niej oka. Na swojej drodze dziewczyna spotyka dwójkę niecodziennych nastolatków, przy których czuje się, jakby trafiła do zupełnie nowej, nieznanej sobie wcześniej rzeczywistości. I ma rację, bo ogromne miasto skrywa wiele... nadnaturalnych tajemnic.
Na szczęście Val jest dużo ciekawszą i przyjemniejszą główną bohaterką od Kaye ze Złej królowej, czyli pierwszej części cyklu Elfy ziemi i powietrza (link do recenzji tutaj). Nie jest taką okropną egoistką, ma charakter, bardziej złożoną osobowość i, w przeciwieństwie do Kaye, naprawdę można ją polubić, dzięki czemu całą książkę czyta się dużo przyjemniej!
Zresztą to nie jedyny aspekt, który odróżnia tę powieść od pierwszej części. Widać progres autorki - Serce trolla zostało pod pewnymi względami dużo lepiej napisane i skonstruowane, jest pozycją zdecydowanie bardziej dopracowaną, przejrzystą i zrozumiałą. A przy okazji dalej pożera się ją w mgnieniu oka!
Mimo że nie jestem fanką urban fantasy, przyznaję, że świat, który Black kreuje w swojej powieści, zrobił na mnie duże wrażenie. Połączenie mrocznych zakamarków Nowego Jorku z brutalnymi realiami życia magicznego Ludku nadaje powieści ten niesamowity, tajemniczy klimacik, który tak u niej kocham.
Bardzo podoba mi się też motyw krachu - ciekawe, czemu autorka nie wspomniała o nim nigdy w swoich późniejszych książkach?
A ostatnie trzy zdania tej powieści - KOCHAM!
Dalej są tu jednak pewne niedociągnięcia. Mam wobec Serca trolla podobny zarzut, co w przypadku Złej królowej - ciągle czegoś mi brakuje! Niektóre fragmenty są opisane zbyt szybko, zbyt pobieżnie i tak jakoś "po łebkach", przez co książka dużo traci. Nie zawsze czuć emocje, które prawdopodobnie powinny nam w danym momencie towarzyszyć, napięcie gdzieś się gubi, relacje między bohaterami wydają się czasem bezosobowe. A wątek miłosny rozwija się zdecydowanie zbyt szybko. Nie jest on zupełnie niespodziewany, a jednak sprawia mało przekonujące wrażenie.
Niemniej jednak zauważam tendencję wzrostową, jeśli chodzi o poziom książek w cyklu Elfy ziemi i powietrza i mój stosunek do nich. Dalej nie dorastają do Okrutnego księcia (w końcu zostały napisane dużo wcześniej), ale całość idzie w dobrym kierunku. W związku z tym mam nadzieję, że ostatnia część, Żelazna kraina, będzie jeszcze lepsza i już nie mogę się jej doczekać - choć trochę boli mnie, że znów wracamy do historii Kaye...
0 komentarze:
Prześlij komentarz