A. C. Cobble - Beniamin Ashwood
Beniamin Ashwood mieszka w Widokach, małej górskiej osadzie na końcu świata. Toczy spokojne, nieskomplikowane życie, którego większą część spędza na warzeniu piwa i szwendaniu się po lesie ze swoim najlepszym przyjacielem, a o przygodach godnych bohaterów może co najwyżej posłuchać z wypiekami na twarzy w wiejskiej karczmie. Przynajmniej do momentu, gdy Widoki zaczyna atakować demon, a do wioski przybywa tajemnicza drużyna, w której skład wchodzi Mistrz Miecza, dwie wysoko urodzone panny, jeden szemrany typ oraz... najprawdziwsza czarodziejka! Ben w końcu będzie miał szansę wyruszyć dalej niż kiedykolwiek śmiał się zapuścić - choćby tylko w marzeniach - i zakosztować awanturniczego życia rodem z opowieści!
Co najmniej w pięciu różnych opiniach (zarówno polskich, jak i zagranicznych) przeczytałam, że Beniamin Ashwood jest przykładem klasycznego high/epic fantasy. Wydaje mi się, że to taki ładny sposób na napisanie: "nie znajdziecie tu niczego nowego". I faktycznie. Historia Bena jest naprawdę przyjemna, dobrze napisana i absorbująca, natomiast niczym niesamowicie oryginalnym nas nie zaskoczy.
W dodatku przez długi czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ta książka jest po prostu... o niczym. Niby mamy tu w miarę rozbudowaną historię i kilka różnych wątków, ale wiecie, zazwyczaj w powieści wszystko zmierza do jakiegoś punktu kulminacyjnego, napięcie rośnie, elementy historii łączą się ze sobą. A tutaj przez większość czasu niczego takiego uświadczyć nie można i czytelnik zaczyna się zastanawiać dokąd tak naprawdę zmierza ta historia.
Na szczęście ostatnie rozdziały w końcu dają nam odpowiedź na to pytanie (a przynajmniej zaczynają na nie odpowiadać). Warto też pamiętać, że Beniamin Ashwood to pierwszy tom sagi, która składa się z sześciu części, więc historia będzie miała jeszcze dużo czasu, żeby się porządnie rozwinąć. Natomiast tutaj dostajemy wprowadzenie do świata, przedstawienie bohaterów i pierwsze zalążki dużo większej, bardziej skomplikowanej fabuły.
Ale ale, to nie tak, że w tym tomie zupełnie nic się nie dzieje! Co prawda przez większość czasu powieść płynie sobie spokojnie, gdy nasza grupa wędruje przez kolejne miasta, ale zdarzają się tu też momenty pełne akcji, emocji i napięcia.
Autorowi nie można również odmówić umiejętności tworzenia bardzo plastycznych opisów wykreowanego świata i pięknych obrazów kolejnych miejsc, które bohaterowie odwiedzają na swojej drodze. Cobble rysuje przed nami naprawdę zapierające dech w piersiach miasta - zbudowane na wodzie lub na skałach, o iglicach sięgających chmur. Brakuje mi jednak trochę lepszej kreacji pod względem fantastycznym - cała książka ma niewiele elementów fantasy, co trochę boli moje serduszko.
Co do naszego tytułowego Beniamina, to poczciwy z niego chłopiec - miły, rozsądny, porządny, a przy tym niewiele wie o prawdziwym życiu. Słowem - raczej nie sprawia wrażenia silnego głównego bohatera. Każda inna postać z jego grupy jest dużo bardziej wyrazista (no dobrze, może poza Meredith) - taki Rhys na przykład. Rhys jest świetnym bohaterem i wcale nie mówię tego ze względu na mój sentyment do jego imiennika. Ale nie będę dla Bena zbyt krytyczna - w końcu chłopak wzbudza naszą sympatię! Tylko mógłby być taki... jakiś!
Książka Cobble'a zdecydowanie przemówi do Waszych serduszek, jeśli z utęsknieniem czekaliście na niewymagającą historię z mieczami, czarami i demonami, przez którą płynie się szybko i przyjemnie. Zakładam też, że kolejne pięć tomów dostarczy nam dużo więcej sensu oraz poczucia celu, których tutaj momentami brakowało. I oczywiście jeszcze więcej emocji!
A przy okazji zaspojlerowałam sobie przypadkiem jeden wątek, który mocno mnie zastanawiał (przeczytałam opinię, w której ktoś recenzował wszystkie tomy na raz) i niestety już wiem, że jego rozwiązanie zupełnie mi się nie podoba!
0 komentarze:
Prześlij komentarz