Agnieszka Markowska - Czas niepogody
Sarune od dziecka marzyła, by zostać akolitką Pana Światła i dołączyć do Sióstr Jutrzenki - osobistej świty Najwyższej Kapłanki Enklawy Słońca. Wytrwałą pracą i niezachwianą wiarą zyskała miejsce w zakonie, ale teraz, gdy jej marzenie w końcu może się spełnić, nagle wszystko coraz bardziej się komplikuje.
We wiosce zaczyna brakować Insomnium, które blokuje sny i chroni wyznawców Pana Światła przed grzechem i Tkaczami, mrocznymi dziećmi Pani Nocy. Przyjaciółka Sarune, Rhianna, która jest pół-Tkaczką i gardzi zakonem Pana Światła, staje się coraz bardziej nieznośna i zbuntowana, a na Sarune uwagę zwraca pewien Tkacz Nocy, który otwiera jej oczy na sprawy, o jakich dotąd nie miała pojęcia.
Natomiast Kadana, głównego męskiego bohatera, uwielbiam od pierwszego wypowiedzianego przez niego zdania. No dobrze, tak naprawdę od trzeciego. To jest, proszę Państwa, ciekawy, błyskotliwy i dający się lubić bohater, w dodatku Tkacz Nocy, oczywiście niesamowicie pociągający, eteryczny i inny niż wszyscy, więc łatwo może zawrócić nam w głowie!
Markowska oczarowała mnie jednak nie tylko uroczym chłopcem, ale też bardzo ładnie wykreowanym światem, a przede wszystkim terminami, którymi się posługuje - Tkacze Nocy, Kroczący wśród Snów, Enklawa Słońca - wszystkie te określenia brzmią po prostu przepiękne! Sama historia Świetlistych, Tkaczy, Pana Światła i Pani Nocy, którą poznajemy na początku, była intrygująca i zapowiadała naprawdę ciekawą przygodę!
Niestety książka okazała się okropnie nierówna. Początek był przywozicie opracowany, zostaliśmy wprowadzeni do historii, a akcja była dobrze wyważona (choć na pierwszych stronach raczej powolna). Potem zawiązały się główne wątki i do tego momentu jeszcze wszystko było w porządku. Ale wtedy nagle autorka zaczęła wszystko coraz bardziej skracać, ucinać i spłycać, cały tydzień mijał na jednej kartce, jakby Markowska uświadomiła sobie, że z jakiegoś powodu musi zmieścić się na 300 stronach i nie zostało jej wystarczająco dużo miejsca ani na porządne rozwinięcie akcji, ani na dobre zakończenie.
Ale to jeszcze nie koniec mojego utyskiwania. Otóż książka pełna jest niedopowiedzeń, a czasem faktów wręcz nielogicznych. Niektóre momenty i wątki kończyły się, zanim zdążyły się porządnie zacząć, były urwane albo zupełnie niewykorzystane. Markowska porzucała pewnych bohaterów bez żadnego słowa, inni wybierali się w bezsensowne podróże tylko po to, żeby zupełnie niczego nie załatwić i wrócić. A mocne postaci, wokół których kręciła się akcja, nagle zostawały zdegradowane, zmienione nie do poznania. W wielu przypadkach rozumiem zamysł autorki, wiem, co chciała osiągnąć, ale naprawdę powinna była poświęcić na to zdecydowanie więcej czasu i lepiej przedstawić.
To samo tyczy się wątku miłosnego. Początkowo napięcie między bohaterami było naprawdę dobrze budowane, stopniowo atmosfera stawała się coraz gorętsza i przyznaję, że w pewnym momencie czytałam tę książkę głównie ze względu na romans (i Kadana, z którego, jak już wspominałam, jest całkiem fajny facet). A potem, po całym tym napięciu, nadszedł moment, na który wszyscy czekali i... również rozegrał się bez żadnych emocji i tak szybko, że można go było nawet nie zauważyć. Serio. Tak się nie robi.
Czas niepogody miał naprawdę spory potencjał. Pomysł był intrygujący, świat ładnie wykreowany, Markowska raczyła nas tajemnicami i intrygami, we wiarygodny sposób przestawiła rozwój i przemianę postaci. Dlatego bardzo boli mnie fakt, że wszystko to mogłoby być znacznie lepsze, gdyby autorka napisała przynajmniej dwieście stron więcej. A najlepiej podzieliła historię na dwie części i poświęciła wystarczająco dużo czasu na rozwinięcie akcji i przedstawienie trochę większego kawałka swojego świata.
0 komentarze:
Prześlij komentarz