Sara Pennypacker - Realny świat
Ware miał spędzić całe wakacje u babci, gdzie mógł oddawać się błogiemu nic nierobieniu, rozmyślaniu o wszystkim i o niczym, budowaniu makiety zamku, a przede wszystkim - niezmuszaniu się do zabawy z innymi dziećmi. Chłopiec jest inny od większości rówieśników, nie potrafi odnaleźć się w grupie i dużo przyjemniej spędza mu się czas w pojedynkę. Niestety plany się zmieniają, więc rodzice postanawiają wysłać go na półkolonie, żeby spróbował nawiązać "wartościowe interakcje".
Półkolonie są dla Ware'a torturą. Na szczęście szybko znajduje sobie alternatywny sposób spędzania czasu - w ruinach opuszczonego kościoła postanawia urządzić średniowieczny zamek. Poznaje też Jolene, dziewczynkę, która na terenie kościoła założyła własną plantację papai. Wkrótce okazuje się jednak, że ich magiczne miejsce może zostać im odebrane, postanawiają więc za wszelką cenę bronić swoich nowych włości.
Przyznaję, że miałam pewne obawy, sięgając po Realny świat, bo zdążyłam trafić już na kilka niepochlebnych opinii. Nie chciałam się rozczarować, tym bardziej, że poprzednia książka Pennypacker, PAX, złapała mnie za serduszko i bardzo miło ją wspominam. Na szczęście ta nowa historia okazała się równie wzruszająca i bardzo się cieszę, że mogłam ją poznać.
Realny świat jest piękny w swej prostocie. Styl pisania zdaje się momentami wręcz oschły, rozdziały są krótkie, urwane, a jednak autorce udało się poruszyć w swojej opowieści naprawdę ważne tematy i przekazać przeogromną dawkę emocji. Przede wszystkim w cudowny i ujmujący sposób przedstawia myśli i zachowanie dziecka. Zarówno Ware, jak i Jolene, potrafią być naprawdę dojrzali, każde z nich zostało też w jakiś sposób "zahartowane" przez los, ale w pewnych momentach widać, że to dalej dzieciaczki, które pewnych rzeczy po prostu jeszcze nie rozumieją.
Najbardziej uderzyła mnie w tej powieści wyzierająca z każdej strony potrzeba akceptacji. Ware stara się zrobić wszystko, żeby stać się "normalnym" chłopcem, idealnym synem, jakiego, w jego przekonaniu, pragną jego rodzice. Oczywiście podchodzi do tego zadania w sposób pełen dziecięcej naiwności, co jest jeszcze bardziej rozczulające. Rozdzierająca jest świadomość, że jedenastoletni chłopiec, niezwykle wrażliwy i empatyczny, zdaje sobie sprawę z tego, że jest dla swoich rodziców niewystarczający.
Jedyną rzeczą, która wydawała mi się trochę dziwna, był fakt, że wszystkie pojawiające się w powieści dzieciaki miały tak dobrze zdefiniowane i rozbudowane pasje. Wiecie, w dobie smartfonów i gier komputerowych coś takiego wydaje się... może nie całkowicie nierealne, ale jednak trochę naciągane. Pamiętacie, żebyście w wieku jedenastu lat znali się na czymś konkretnym - i to naprawdę całkiem dobrze?
Przedstawiona tu historia jest na równi czarująca i smutna. Wyobraźnia i dziecięca niewinność zderzają się z tytułowym realnym światem, a przedstawienie jego smutnych realiów z punktu widzenia dziecka daje niesamowity efekt. To książka, którą polecić można zarówno młodszym czytelnikom, jak i dorosłym, i każdy na pewno wyniesie z tej lektury własne przemyślenia.
0 komentarze:
Prześlij komentarz