Rena Barron - Królestwo dusz


Arrah pochodzi z rodu potężnych szamanów, jej babka jest Przywódczynią plemienia Aatiri, a matka Ka-Kapłanką Królestwa. Gdyby moc ujawniła się u dziewczyny, mogłaby stać się szamanką jeszcze silniejszą niż jej przodkowie. Jednak magia nie nadchodzi. Arrah rok w rok bierze udział w rytuale, podczas którego powinna uzyskać moce, ale bogini Heke nie chce jej pobłogosławić swoim darem.

Mimo że magia ucieka przed jej dotykiem, dziewczyna wciąż jednak potrafi ją dostrzec. Widzi też rzeczy, które nie są dostępne dla zwykłych śmiertelników, i wie, że zwiastują katastrofę. Nad Królestwem wisi widmo nieszczęścia, tajemnicza zakapturzona postać porywa dzieci w stolicy, a Arrah nie jest w stanie nic zrobić bez mocy. 

Chociaż... jest pewien sposób na rozwiązanie jej problemu. Istnieje rytuał, którego szarlatani używają, by móc zakosztować magii. Jednak cena za uzyskaną dzięki niemu moc jest straszna - w zamian za magię trzeba bowiem oddać swoje życie, kilka dni, miesięcy, czy nawet lat. I nigdy nie wiadomo, ile czasu moc zabierze tym razem.

Zacznijmy od tego, że sam opis wydawcy zdradza zdecydowanie za dużo i nie pamiętam już, czy czytałam go, zanim zabrałam się za książkę i zapomniałam, czy w ogóle go nie widziałam i wzięłam ją w ciemno, ale cieszę się z takiego obrotu sprawy, bo to, co jest tam napisane psuje całą niespodziankę (jeśli jeszcze go nie czytaliście, to nie róbcie tego przed lekturą książki!). 

Pomysł na historię, którą kreuje przed nami Barron, jest naprawdę dobry. Po pierwsze - motyw głównej bohaterki, która nie została obdarzona mocą (mimo że może wydawać się trochę oklepany), został tutaj naprawdę dobrze ograny. Autentycznie, w pewnym momencie zaczniecie razem z Arrah odczuwać niemal fizyczną frustrację z tego powodu. Cały czas będziecie czekać na ten moment, w którym jej moc niespodziewanie wybuchnie, bo przecież zazwyczaj tak właśnie się dzieje... prawda?

W książce jest też mnóstwo super mrocznych motywów, które są naprawdę świetne. Nie chcę zdradzić Wam zbyt dużo, ale wyobraźcie sobie na przykład zwiastujące nieszczęście chowańce, bezkształtne dusze, sunące po ziemi między niezdającymi sobie sprawy z ich istnienia zwykłymi ludźmi, owijające się wokół ich ciał, tańczące przed ich oczami. No świetna sprawa! 

Szkoda tylko, że została opisana pobieżnie, w dwóch zdaniach, które zgubiły się zupełnie w reszcie tekstu i ledwo zwróciłam na nie uwagę... 

A to nie jedyny moment, który był opisany w taki sposób - zaczął się nagle bez ostrzeżenia, a skończył jeszcze szybciej, zanim czytelnik w ogóle zdał sobie sprawę z tego, co ma przed oczami. Autorka zazwyczaj nie daje nam nawet chwili na pobudzenie wyobraźni! Wygląda to mniej więcej tak, jakby miała jakiś pomysł, wrzucała do tekstu jedno zdanie na ten temat i, zadowolona, że udało się go gdzieś wcisnąć, sunęła już do kolejnego.

Zresztą, to samo tyczy się akcji powieści. Wydarzenia z każdą chwilą robiły się coraz bardziej absurdalne i abstrakcyjne, ale wcale nie w ten dobry sposób, który na każdym kroku zaskakuje czytelnika. Akcja eskalowała nagle, bez żadnego ostrzeżenia i wytłumaczenia, wszystko działo się zbyt szybko i chaotycznie. Czasami nawet nie wiedziałam, co się w ogóle stało. Niektóre momenty były opisane tak niespójnie, że ich czytanie przestawało sprawiać przyjemność, a stawało się po prostu męczące (nie wspomnę już nawet o możliwości zrozumienia, co się dzieje).

Brakuje tu również lepiej rozwiniętego worldbuildingu. Zupełnie nie przeszkadzałoby mi, gdyby książka miała nawet 100 stron więcej, jeśli tylko autorka postanowiłaby przeznaczyć je na rozbudowanie przedstawionego w powieści świata. Skoro oparła swoją historię na bogach, wierzeniach i magicznych rytuałach, to mogła pokusić się o dokładniejsze wyjaśnienie zasad ich funkcjonowania, a także bardziej spójny rys historyczny. 

Niestety Królestwo mnie nie zachwyciło, nie złapało za serduszko i jeśli mam być szczera, to zdążyłam zapomnieć już nawet, jak nazywała się główna bohaterka. Żadna postać w tej książce do mnie nie przemówiła, a sposób pisania był chaotyczny i nie pozwalał na zanurzenie się w akcji. To jedna z tych książek, w której świetny pomysł zabiły... niewystarczające umiejętności, tworząc historię nadającą się jedynie do przeczytania i zapomnienia. Co bardzo mnie boli, bo miała w sobie ogromne pokłady (niewykorzystanego) potencjału.

Przeczytaj też

1 komentarze:

  1. Doskonale Cię rozumiem... Uważam, że książka miała potencjał, ale realizacja nie wyszła :(

    OdpowiedzUsuń