Meg Elison - Księga bezimiennej akuszerki

Pierwsze zdanie w opisie Księgi bezimiennej akuszerki brzmi: "Opowieść podręcznej w świecie postapo". I musicie wiedzieć o mnie jedną rzecz - gdy tylko widzę słowo "postapo", biorę książkę w ciemno. Tak jakoś wizja końca świata i świata po końcu świata zawsze mnie nęci, przyciąga i interesuje. Zazwyczaj liczę też, że będą w niej zombie. Albo jacyś mutanci. 

No i w tym przypadku niestety się przeliczyłam, ale przymknijmy na to oko i skupmy się na książce. (No dobrze, żartuję, tak naprawdę wiedziałam, że prawdopodobnie nie będzie tu zombie.)

Tajemnicza gorączka zaczyna dziesiątkować społeczeństwo. Nikt nie wie, skąd się wzięła, nikt nie potrafi znaleźć lekarstwa. Śmierć dosięgła wielu mężczyzn, jednak choroba zdecydowanie częściej uderza w kobiety i dzieci. Wszystkie niemowlęta rodzą się martwe, a matki w połogu umierają zaraz po nich. Nasza główna bohaterka jest położną, akuszerką, codziennie więc stoi w pierwszej linii frontu i przyjmuje na świat kolejne martwe dzieci. Do czasu, gdy gorączka dopada również ją.

Kiedy budzi się z maligny, jest sama w opuszczonym szpitalu, być może sama w całym mieście (trochę zalatuje mi to pierwszym odcinkiem The Walking Dead, brakuje tylko drzwi z nabazgranym na szybko napisem "dead inside"). Szybko okazuje się, że nowy świat jest całkowicie zdominowany przez mężczyzn, a kobiet zostało jak na lekarstwo. Nasza bohaterka będzie musiała wykazać się nie lada zdolnościami, żeby przeżyć i bardzo dobrze ukrywać swoją płeć, żeby nie wpaść w ręce jakiejś szajki niewyżytych facetów i nie zostać ich seks-niewolnicą.

Historia już od samego początku jest mroczna i okrutna. Wykreowany przez Elison świat po apokalipsie to posępne, smutne miejsce, w którym liczy się tylko brutalna siła, w którym większy i bardziej agresywny (w domyśle mężczyzna) bierze wszystko, na co ma ochotę, a słabsi (czyt. kobiety) muszą mu się podporządkować. 

W Księdze brakuje co prawda podobnie rozwiniętej ideologii, co w Opowieści podręcznej (stwierdzam to jedynie na podstawie serialu, bo książki Atwood nie czytałam). To po prostu świat, w którym spuszczeni ze smyczy, pełni chuci faceci nie muszą już zwracać uwagi na jakiekolwiek konwenanse, mogą natomiast organizować masowe gwałty i trzymać swoje zdobyczne kobiety na łańcuchach lub w klatkach, jak zwierzątka domowe, które mają im dostarczać rozrywki. Rola kobiety nie jest już nawet zdegradowana do klaczy rozpłodowej. Jest gorzej. 

Autorka zeszła na jeszcze niższy poziom upodlenia, a brutalna wizja, którą kreuje, jest naprawdę przerażająca. Elison po mistrzowsku przedstawia ten psychologiczno-społeczny aspekt, związany z końcem świata. Pokazuje, jak różne mogą być reakcje poszczególnych ludzi - w jednych budzą się najgorsze instynkty, inni znajdują w sobie siłę do czynienia dobra. Jednak resztki społeczeństwa nieubłaganie staczają się coraz niżej.

Historię poznajemy z dwóch perspektyw - przez trzecioosobowego narratora oraz z dziennika, który prowadzi akuszerka. Zapisuje w nim swoje przeżycia i przemyślenia, czasami również historie innych ludzi, na których uda jej się trafić. I to właśnie do tego kajecika najbardziej chciałabym się przyczepić.

Swoje wspomnienia akuszerka zapisuje w bardzo dziwny, wręcz absurdalny sposób. Zdania są pourywane, nieskładne. Zakładam, że zamysł był taki, że zapisywała swoje myśli byle jak, na szybko, bez zastanowienia, ale niestety wygląda to bardziej jakby była upośledzona. Zresztą, jeśli ktoś siedzi gdzieś zabarykadowany przez miesiąc, to naprawdę znajdzie trochę czasu, żeby napisać składnie trzy akapity... I o co chodzi z tymi znakami > albo >>>, albo =, które ciągle pojawiają się w jej zapisach? Wiecie, ja rozumiem sens tych znaczków, ale ich użycie, czasami w zupełnie bezsensownych miejscach, z biegiem czasu robi się tylko coraz bardziej irytujące.

Myślałam też, że w całej tej historii będzie trochę więcej mistycyzmu. Już sama Księga bezimiennej akuszerki brzmi co najmniej jak nowy apokryf do Biblii, a pierwszy rozdział nastraja właśnie w taki sposób i chyba to dało mi nadzieję na coś więcej.

Jak widzicie, mam więc kilka obiekcji co do książki, ale całość była... w porządku. Tak bym to chyba określiła. Nie zamierzam się nią jakoś szczególnie zachwycać, bo jednak wykonanie trochę mnie rozczarowało, ale sama historia jest ciekawa, prawdopodobnie całkiem realistyczna i dająca do myślenia, mimo że wszystko, naprawdę wszystko w tej powieści kręci się wokół seksu. 

Przeczytaj też

0 komentarze:

Prześlij komentarz