Konrad Możdżeń - Chodź ze mną

Kiedy Dariusz Drzewiecki postanawia otworzyć restaurację w piwnicy przedwojennego gmachu wrocławskiej Nowej Giełdy, nic nie zwiastuje kłopotów. Wręcz przeciwnie, pomysł wydaje się być strzałem w dziesiątkę, a miejsce jest... co prawda nieco stare i zaniedbane, ale za to z charakterem i historią! W końcu to właśnie tutaj w czasach wojennych mieściła się jedna z najlepszych restauracji w Breslau, która cieszyła się znakomitą renomą, gościła śmietankę towarzystwa i serwowała wyśmienitą wołowinę. 

Na początku wszystko idzie jak po maśle, ale z czasem atmosfera w restauracji robi się dziwnie niespokojna. Między pracownikami często dochodzi do kłótni, kolejne dziwne i niewytłumaczalne wydarzenia sprawiają, że opanowuje ich (a także czytelnika) coraz większy niepokój, a momentami wręcz swego rodzaju paranoja czy mania. Jednak ani Drzewiecki, ani jego pracownicy nie pozwalają dopuścić do siebie tej absurdalnej myśli, że z budynkiem faktycznie coś może być nie tak. Że stare, piwniczne cegły przesiąknięte są... czymś złym. 

Akcja powieści rozkręca się dosyć długo - jak na horror przystało. A jednak każde wydarzenie, każda rozmowa i każdy niepokojący, pełen napięcia moment, przybliża nas powoli do dramatycznego finału. A potem nagle wszystko bez ostrzeżenia zaczyna się dziać w tak zawrotnym tempie, że nie można nawet nabrać powietrza! Napięcie zostało zbudowane w cudowny sposób, akcja może urwać się w najbardziej newralgicznym momencie, a fabuła jest pełna niedopowiedzeń, które cały czas trzymają czytelnika w niepewności. Autor nie mówi wszystkiego od razu, nie podaje na srebrnej tacy (niczym kelner!) gotowych rozwiązań, pozwala nam wyciągnąć wnioski, tylko po to, żeby potem jednym zdaniem zniszczyć cały ten nasz nowo nabyty światopogląd! 

Możdżeń zaserwował swoim czytelnikom naprawdę makabryczny pomysł na fabułę (tak pozostając dalej w kulinarnym tonie). A jakby sam motyw nie był już wystarczająco przerażający, to swoją opowieść oparł na prawdziwej historii! W książce równolegle do siebie toczą się wydarzenia w dwóch liniach czasowych - teraźniejszego Wrocławia i przeszłego Breslau, dzięki czemu powoli zanurzamy się coraz głębiej w mrok i zepsucie, trawiące gmach restauracji (a ja dalej o jedzeniu). 

Kocham takie historyczne wstawki i nawiązania do prawdziwych wydarzeń! Zawsze też zupełnie inaczej podchodzi się do powieści, których akcja toczy się w znanym czytelnikowi miejscu. Studiowałam we Wrocławiu (chociaż nie byłam jednym z tych studentów, na których tak narzekał Hołota!), tyle razy przechodziłam koło Nowej Giełdy i nie wiem nawet, czy kiedykolwiek zwróciłam na nią uwagę! Chętnie poszłabym sobie tam teraz, żeby spojrzeć na budynek nowymi oczami - na razie muszą mi jednak wystarczyć zdjęcia w internecie (polecam!).

Możdżeń ma bardzo przyjemne, lekkie pióro, widać, że pisanie nie sprawia mu najmniejszego kłopotu. Sposób, w jaki tworzy opisy tych wszystkich przerażających momentów, naprawdę sprawiał, że czułam powoli zaciskający się wokół mojego gardła niepokój i ciareczkę na plecach! A w dodatku czytałam tę książkę, gdy byłam w domu całkiem sama. I to w nocy! 

Z drugiej strony, bardzo nie lubię, kiedy od razu poznajemy całą historię życia poszczególnych bohaterów, rozpisaną ciągiem na kilku stronach. Rozumiem, że Możdżeń postawił na wielowątkowość i prawdopodobnie nie mógł sobie pozwolić na to, żeby każdą z postaci wprowadzać powolutku, ale w tych momentach czułam pewien zgrzyt.

Autor stwierdził, że tworzył książkę niekoniecznie z myślą, że będzie miała niesłychanie głębokie przesłanie, a raczej, żeby dobrze i przyjemnie się ją czytało - i zdecydowanie mu się to udało! Co nie zmienia faktu, że jest mi trudno wybaczyć mu pewne rozwiązania fabularne - naprawdę zranił moje serduszko! No i pozostaje jeszcze kwestia zakończenia. Wiecie, tak naprawdę nie mogę zarzucić autorowi niczego poważnego, bo w końcu książka aż do ostatniej strony trzyma w napięciu i sprawia, że nasze serca biją szybko z nadmiaru emocji, ale myślałam, że bardziej się postara, a postawił na bardzo typowe rozwiązanie.

Mimo tych drobnych niedociągnięć, Chodź ze mną jest naprawdę bardzo dobrym debiutem. Początkowo Możdżeń chciał rozpocząć swoją karierę zbiorem opowiadań, jednak redaktorzy Vespera stwierdzili, że lepiej debiutować powieścią. A on sobie usiadł i machnął tę oto książkę (no dobra, pewnie trochę czasu mu to zajęło, ale jednak). I wiecie co? Naprawdę gościa podziwiam, bo pomysł jest świetny, a wykonanie najwyższej jakości (zresztą, po Vesperze niczego innego bym się nie spodziewała - spójrzcie chociażby na tę przepiękną okładkę!). W każdym razie, cieszę się że Możdżeń zaczął od powieści, bo nie jestem fanką opowiadań, więc istnieje szansa, że jeszcze długo nie miałabym okazji poznać twórczości tego pana!

Przeczytaj też

1 komentarze:

  1. Okładka jest bardzo zachęcająca, ale z kolei jakoś część fabularna mnie nie przekonuje :( Chyba nie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń