Albert Jawłowski - Miasto biesów. Czekając na powrót cara

Za życia Mikołaj II był najbardziej znienawidzonym carem z dynastii Romanowów. Sto lat po śmierci jest uznawany za "męczennika", który umarł "walcząc" z bolszewizmem, zyskał tytuł świętego kościoła prawosławnego, a co roku, w rocznicę jego śmierci, wielotysięczne pielgrzymki wyruszają w kilkugodzinną wyprawę do miejsca, gdzie prawdopodobnie zostały porzucone zwłoki cara i jego świętej rodziny.

Mówi się, że Rosja to nie kraj - to stan umysłu. Państwa zachodnie zazwyczaj wrzucają nas, Słowian, do jednego worka i nie widzą różnicy między Rosjaninem a Polakiem, bo w końcu obydwaj piją wódkę na obiad. I na śniadanie. I w ogóle z mlekiem matki. Jednak nawet dla nas Rosja jest tworem czysto abstrakcyjnym, niewyczerpaną inspiracją memów i źródłem nieskończenie głupich filmików na yt. Czy można się temu dziwić? To kraj tak groteskowy i pełen skrajnych różnic, że w tym samym mieście, nawet na dwóch końcach jednej ulicy, mogą stać posagi przedstawicieli zupełnie sprzecznych ze sobą ideologii. 

I to właśnie starał się w swojej książce zaprezentować Jawłowski. Głośne morderstwo cara wykorzystuje jako tło do przedstawienia skomplikowanej historii i jeszcze bardziej zawiłego systemu polityczno-ideologicznego państwa, podziału społeczeństwa, groteskowych działań kolejnych przywódców i partii. Przyznaję, że osoby o niewielkiej wiedzy na temat historii Rosji (w tym ja) mogą odczuwać co jakiś czas potrzebę, żeby posiłkować się internetem, by w pełni zrozumieć poruszane przez Jawłowskiego kwestie.

Nie zmienia to jednak faktu, że lektura Miasta biesów jest szalenie ciekawa. Autor sprawnie prowadzi nas przez meandry polityczne i historyczne, a obrazy miejsc i postaci w jego wykonaniu są naprawdę świetne. Gdy opisuje kolejne lokacje, które odwiedził podczas swojej podróży, robi to z takim oddaniem i plastycznością, że można się poczuć, jakby samemu było się w tym miejscu i oglądało multimedialną prezentację o historii Rosji w Centrum Jelcyna, albo wdychało zapach sosen, siedząc na ławeczce w leśnym monasterze. 

Reportaż został napisany z dużą dozą sarkazmu, momentami wręcz prześmiewczo, Jawłowski raczy nas błyskotliwymi spostrzeżeniami i żartobliwym komentarzem. Czasem pojawiają się tu trudne podręcznikowe słowa, ale przez większość czasu książka jest utrzymana w dosyć kolokwialnym tonie. Znajdziemy w niej więc zarówno piękne, niemal poetyckie opisy, jak i polityczno-historyczne wywody, a także slang w stylu "huraganowej beki" oraz "gównoburz". Zastanawia mnie tylko, dlaczego niektóre angielskie słowa pozostały w swojej oryginalnej formie (jak "outdoorowy"), a inne autor postanowił przeokropnie spolszczyć, zarzucając czytelnika "tokszołami". Patrzenie na to aż bolało...   

Miałam też nadzieję, że autor poświęci znacznie więcej uwagi kultowi Romanowów. W końcu śmierć rodziny carskiej to niezwykle płodna ziemia dla wszelkiej maści teorii spiskowych (które kocham!). Kontrowersje zaczynają się już od pytania, czy morderstwo w ogóle miało miejsce. Może rodzina carska tak naprawdę uciekła z kraju? Może Anastazji (jednej z córek Mikołaja) faktycznie udało się przeżyć, tak jak mówiły pogłoski? Autor oczywiście wielokrotnie porusza temat mistycyzmu, który narósł przez lata wokół tego tematu, wiary, według której Mikołaj Romanow powróci (jak Jezus) i uratuje swoje państwo. Temat cara przewija się co jakiś czas przez całą książkę, ale zdecydowanie chciałabym przeczytać więcej o tej spiskowej stronie medalu!

Ostatecznie więc Jawłowski nie tylko przedstawia nowożytne mity, kulty i teorie narosłe wokół śmierci cara, ale głównie przybliża nam mentalność rosyjskiego społeczeństwa, daje lekcję historii i polityki. I zdecydowanie rozbudza ciekawość, która prosi, żeby sięgnąć po więcej.

Przeczytaj też

0 komentarze:

Prześlij komentarz