Lisa Sanders - Szukając diagnozy
Książka jest podzielona na osiem rozdziałów ze względu na główne objawy, z którymi zgłaszali się zagadkowi pacjenci. Zaczynamy więc od gorączki, przechodzimy do niewinnego, wydawałoby się, bólu brzucha i głowy, następnie nadchodzą duszności, urojenia i utrata przytomności, wysypka i osłabienie. W każdym z nich autorka przedstawia różne przypadki, z którymi spotkała się ona lub jej przyjaciele po fachu.
Muszę przyznać, że mam bardzo mieszane odczucia co do tej książki. Z jednej strony, większość historii ostatecznie mnie zawodziła, zawsze liczyłam na coś więcej, a wszystko kończyło się tak... mało ekscytująco.
Z drugiej, nie mogłam się oderwać. To zapewne ze względu na formę książki - króciutkie rozdziały, które pozostawiają po sobie niedosyt i aż proszą, żeby powiedzieć "jeszcze tylko jeden", po którym przychodzi "no dobra, ten był krótki, jeszcze jeden", a potem "to już będzie ostatni" i tak w kółko.
To duża zaleta - książkę czyta się naprawdę szybko. Jednak zdolności pisarskie Sanders nie zachwycają, a może po prostu sam pomysł nie jest zbyt trafiony. Zdecydowanie brakowało mi tu budowania napięcia, jakiegoś zwrotu akcji, przedstawienia nietypowych przypadków w bardziej intrygujący sposób.
Najbardziej boli mnie to, że te medyczne zagwozdki mogłyby być naprawdę fascynujące, gdyby odpowiednio je zobrazować. Jednak Sanders postawiła raczej na suche fakty - opisane w przystępny dla czytelnika, ale niezbyt zachęcający sposób. Czasem autorka pokusiła się o jakiś mały suspens, ale to nie uratowało książki. Nie odczułam żadnej niepewności, ekscytacji, czy dreszczyku emocji, które obiecywał blurb na okładce.
Lisa Sanders była konsultantką przy serialu Dr House i może to sprawiło, że spodziewałam się czegoś więcej. Wiem, że w telewizji zazwyczaj wszystko jest rozdmuchane i nieco naciągane, bo jakoś trzeba przyciągnąć uwagę widza, ale przecież czytelnika też należy zachęcić do czytania! U House'a historie były zdecydowanie bardziej ekscytujące, ktoś prawie umierał, ktoś już tracił nadzieję na wyleczenie, a lekarze biegali w pośpiechu przy dźwięku alarmowo piszczącej aparatury.
Może osoba z wykształceniem medycznym odnajdzie w tej książce naprawdę fascynującą lekturę i doceni przedstawione tu nieoczywiste przypadki. Jednak taki laik jak ja potrzebuje czegoś, co go zainteresuje - jeśli już nie ekscytacji i niepewności, to przynajmniej czarnego humoru jak w książkach Adama Kay'a.
0 komentarze:
Prześlij komentarz