Artur Urbanowicz - Paradoks
Maks Okrągły, student matematyki na gdańskiej uczelni, jest zdecydowanie najlepszy na roku. To niesamowicie ambitny i inteligentny chłopak, ale jego pedantyczność przechodzi wszelkie granice, a próby osiągnięcia jak najwyższej efektywności powoli przeradzają się już chyba w chorobę. Wszystko musi zawsze zrobić idealnie, każdą najdrobniejszą rzecz sprawdzić tysiąc razy, żeby na pewno nie popełnić błędu. Za błędy chłopak sam dotkliwie się każe.
Jego perfekcyjnie opanowane życie zaczyna się rozsypywać na kawałeczki, gdy chłopak spotyka... swojego sobowtóra. Oczywiście już wcześniej przydarzały mu się dziwnie rzeczy, trudne do wytłumaczenia sytuacje, paranoiczne myśli i majaki, ale czy to możliwe, by sobowtór był kolejnym urojeniem? Czy naprawdę może go prześladować chłopak wyglądający tak samo jak on?
Maks zdecydowanie nie należy do bohaterów których możemy lubić - jest przemądrzały, zadufany w sobie, na każdym kroku próbuje zademonstrować swoją wyższość nad przeciętnymi ludźmi (czyli w sumie nad wszystkimi oprócz siebie), a gdy rozmawiał z ojcem, nawet ja czułam się nieswojo, czytając jego bezczelne odzywki. Wykorzystanie tak nieprzyjemnej postaci w roli głównego bohatera może być nieco ryzykowne (i uciążliwe dla czytelnika), a jednak w jakiś sposób można się do niego przywiązać, a nawet mu współczuć!
Ogromny wpływ na życie chłopaka ma matematyka, więc jej motyw niesamowicie często pojawia się w historii i muszę przyznać, że mały nerd w moim serduszku cieszył się na każde jej wspomnienie (mimo że nie znoszę rachunku prawdopodobieństwa!). Ale podczas pisania tej recenzji bardzo bałam się że popełnię błąd, że wrzucę tu przypadkiem jakiegoś stracha na wróble, zastosuję odwróconą implikację, dowód anegdotyczny, fałszywą alternatywę albo krzywdzący kwantyfikator ogólny, które tak bardzo raziły głównego bohatera.
Objętość książki może wydawać się przytłaczająca, ale nie przestraszcie się tych sześciuset stron - naprawdę czyta się je tak szybko, że nawet nie poczujecie upływającego czasu. Zresztą - jest tu zdecydowanie dużo więcej innych rzeczy, których powinniście się bać!
Niepokój uderza w nas już podczas czytania pierwszego rozdziału, który idealnie wprowadza czytelników w nieco mroczny i upiorny klimat. Potem na chwilę groza staje się mniej zauważalna (gdy śledzimy w miarę normalne życie Maksa), żeby powoli wracać i coraz bardziej narastać, napędzana jeszcze kolejnymi dziwnymi, trudnymi do zrozumienia wydarzeniami, aż w końcu dochodzi do kulminacyjnego, przerażającego momentu.
Urbanowicz zdecydowanie potrafi trzymać czytelników w niepewności! Umiejętnie buduje napięcie, utrzymuje naszą ciekawość dzięki wartkiej fabule i ciągłym zwrotom akcji. Każde kolejne wydarzenie sprawiało, że historia komplikowała się coraz bardziej i coraz mniej prawdopodobne było odnalezienie jakiekolwiek racjonalnego wyjaśnienia. Najbardziej nie dawało mi spokoju właśnie to, jak Urbanowicz poradzi sobie z zakończeniem - jak chce rozwiązać tę zagmatwaną i niecodzienną zagadkę.
Zazwyczaj, czytając tego typu historie, boję się, że ostatecznie autor postawi na bardzo zwyczajne i banalne zakończenie, które nijak będzie się miało do budowanego przez całą opowieść klimatu. Ale w przypadku Paradoksu na szczęście się nie zawiodłam! Urbanowicz serwuje nam wybuchową mieszankę horroru, thrillera psychologicznego, kryminału i sci-fi, z których wybiera najlepsze elementy i umiejętnie łączy je w ekscytującą i nieszablonową całość.
W historię wplecione zostały także nawiązania do poprzednich książek autora (których ja niestety jeszcze nie czytałam, ale sama zauważyłam jedno odniesienie do Inkuba, który oczywiście jest już na mojej liście). Nie jestem więc w stanie ocenić Paradoksu na tle pozostałych powieści autora, jednak moje pierwsze spotkanie z nim uważam za niesamowicie udane i zdecydowanie nastawiam się na więcej!
0 komentarze:
Prześlij komentarz