książki
recenzje
Jack Campbell - Nieulękły
Legendę Johna "Black Jacka" Geary'ego zna każdy człowiek, zarówno w Sojuszu, jak i we wrogim Syndykacie. W końcu był bohaterem, który w brawurowy sposób poświęcił swoje życie w jednej z pierwszych bitew długiej i wyniszczającej wojny. Został pośmiertnie awansowany do wyższej rangi wojskowej, a jego przydomek pojawił się w każdym podręczniku.
Cały wiek później oddziały Sojuszu natrafiają na samotną kapsułę ratunkową, unoszącą się w niezmierzonych przestworzach systemu Grendel. W środku znajdują swojego wielkiego bohatera "Black Jacka", który przeżył całe stulecie w stanie hibernacji, a teraz wraca do żywych. Wydarzenia, od których minęło już sto lat zaciekłej wojny, dla Geary'ego miały miejsce dosłownie chwilę temu. Wszyscy jego najbliżsi, przyjaciele i współtowarzysze broni od dawna nie żyją - zresztą, ich dzieci też zdążyły już umrzeć.
Wciąż nikt nie jest bliżej wygranej, niż w dniu, kiedy wojska Syndykatu zaatakowały Sojusz. Jednak, gdy "Black Jack" powraca z martwych, w ludziach odżywa wiara w to, że ta niekończąca się, wyniszczająca całe pokolenia wojna w końcu zostanie wygrana. Geary musi więc nie tylko odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zrozumieć nowoczesną technologię i pogodzić ze śmiercią wszystkich, których znał, ale także sprostać oczekiwaniom, które tysiące pełnych nadziei żołnierzy pokładają w narosłej przez stulecie legendzie.
Przyznaję, że na początku (przez jakieś pierwsze sto stron) nie potrafiłam się wciągnąć w tę historię, a narracja wydawała mi się raczej toporna i drętwa. Momentami dla odmiany stawała się nieznośnie patetyczna, a podniosłe wypowiedzi bohaterów o honorze, walce i poświęceniu przez większość czasu były po prostu miałkie.
Znajdziemy tu też bardzo typowy podział ról - Syndykat to barbarzyńcy, ciemiężyciele, którzy ograniczają prawa swoich obywateli, wykazują się zerowym poszanowaniem dla życia - zarówno wrogów, jak i swoich własnych ludzi. Ich słowo jest warte tyle, co nic, a okrucieństwo nie zna granic. Po drugiej stronie mamy Sojusz, ludzi czystego serca, dla których najważniejszy jest honor i duma.
Sam Geary jest żołnierzem idealnym - wie, co to obowiązek, bez zająknięcia wykonuje rozkazy, jest mądry, błyskotliwy, z jednej strony to twardziel, z drugiej przejmuje się śmiercią swoich współtowarzyszy, za punkt honoru postawił sobie uratowanie każdego żołnierza we flocie Sojuszu, stara się za wszelką cenę podnieść morale - nie tylko dzięki mocy legendy "Black Jacka", ale także przez najzwyklejsze rozmowy z szeregowcami.
Jak dotąd nie ma w tej historii niczego szczególnie wyjątkowego, prawda? Na szczęście to jeszcze nie koniec. Otóż w Nieulękłym opisane zostały najbardziej wyjątkowe i najlepsze kosmiczne sceny batalistyczne, jakie dane mi było śledzić. A do tego są całkiem realnie przedstawione! (Oczywiście na tyle, na ile realne mogą być bitwy kosmiczne).
To nie są Gwiezdne Wojny, w których małe korwety popylają w jedną i drugą stronę z głośnym laserowym pił-pił-pił. Tę książkę odróżnia od innych przede wszystkim to, że zachowany został w niej realizm ogromnych odległości między okrętami. Oznacza to między innymi, że jeśli dwa statki znajdują się w odległości sześciu minut świetlnych, to na wiadomość z jednego trzeba na drugim czekać te 6 minut. Campbell wziął pod uwagę także efekt relatywistyczny, który utrudnia... w sumie wszystko - od komunikacji, przez wykonywanie manewrów, po celowanie we wrogie statki - już przy 0,2 prędkości światła.
Co prawda sprawia to, że te świetne sceny batalistyczne są strasznie... powolne. Każda reakcja dociera do nas z opóźnieniem. Jeśli ogromny okręt bojowy Syndykatu został zbombardowany w odległości 3 minut świetlnych od nas, to na łunę wybuchu musimy trochę poczekać. I wiecie, co jest w tym najbardziej niesamowite? Że mimo wszystko, lektura trzyma w ogromnym napięciu, a sceny walki czytacie na (dłuuugim) wdechu.
Na szczęście lektura nie jest wyjątkowo skomplikowana, ale wcale nie czyta się jej lekko. Autor poruszył tu mnóstwo problemów - straszne wojenne realia, przemęczenie żołnierzy, tysiące umarłych, dzieciaki, które zaciągają się do wojska, zatracenie swoich wartości, wypaczona moralność, niekompetentne dowództwo. Jest tu też zdecydowanie więcej taktyki wojennej i politycznych utarczek między dowódcami floty niż wartkiej i niesamowicie szybkiej akcji. Chociaż z drugiej strony akcja rozgrywa się przy 0,1 prędkości światła! (Jeśli nie chce Wam się tego liczyć, to jest to 108 milionów km/h)
A do tego dostajemy świetny bonusik, który najprawdopodobniej będzie miał duży wpływ na historię (a przynajmniej taką mam nadzieję!), chociaż teraz został wspomniany tylko mimochodem.
Przyznaję bez bicia, że nigdy wcześniej nie słyszałam o Zaginionej flocie Campbella, dlatego niesamowicie cieszy mnie to nowe wydanie, dzięki któremu w końcu poznałam historię "Black Jacka". To jedna z najciekawiej skonstruowanych książek sci-fi, jakie czytałam i nie mogę się doczekać dalszych losów floty Sojuszu z Geary'm na czele!
Zapowiada się interesująco. Wcześniej nie słyszałam o tej książce, a może być ciekawa.
OdpowiedzUsuńJeśli nie będzie Ci przeszkadzała ta ślamazarna akcja :D Całość jest naprawdę wciągająca!
Usuń