książki
recenzje

H.P. Lovecraft, François Baranger - W górach szaleństwa (tom I)
Na przełomie 1930 i 1931 roku zespół naukowców z Uniwersytetu Miskatonic prowadził ekspedycję badawczą na skutej wiecznym lodem Antarktydzie. Podczas standardowych odwiertów przypadkiem doszło do niesamowitego, ale brzemiennego w skutkach odkrycia. Dwa lata później profesor Dyer, kierownik tejże ekspedycji, postanawia w końcu wyjawić przerażające szczegóły, które dotąd ukrywał przed światem, a nawet przed współtowarzyszami, bojąc się, że zostanie posądzony o fałszowanie dowodów lub czyste szaleństwo. Albo, co gorsza, że ktoś inny postanowi zweryfikować jego opowieści. Jednak czas nagli, kolejni naukowcy planują wyprawę w to samo miejsce, a to, co tam znajdą... nigdy nie powinno zostać odkryte.
Twórczość Lovecrafta od dziesięcioleci pobudza wyobraźnię czytelników na całym świecie, jego pełne grozy, makabryczne i szaleńcze wizje stały się inspiracją dla wielu późniejszych twórców literatury, muzyki i filmu. W wykreowanym przez niego uniwersum umieszczono także akcję licznych gier planszowych i komputerowych, a motywy Przedwiecznych czy Necronomiconu, tajemniczej księgi, opisującej najbardziej przerażające i plugawe koszmary, na stałe wpisały się do popkultury.
Zresztą, moją przygodę z Lovecraftem rozpoczęłam właśnie od gier planszowych - Horroru w Arkham, Eldrich Horror i Posiadłości szaleństwa (która jest jedną z moich ulubionych i gorąco ją polecam!). Wykreowany w nich świat tak mnie oczarował, że zdecydowałam się sięgnąć do źródła i przepadłam bez reszty.
W górach szaleństwa to jedno z bardziej rozpoznawalnych opowiadań Lovecrafta, nic więc dziwnego, że zostało ono wydane w wielu różnych odsłonach (sama czytałam je już w zbiorze Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści, również Wydawnictwa Vesper). Natomiast ta najnowsza, z ilustracjami francuskiego artysty, Françoisa Barangera (nie wiem, czy można to tak odmieniać, francuski to dziwny język), jest jak dotąd najbardziej zachwycająca.

Książkę rozpoczyna piękna przedmowa Maxime'a Chattama, którą zdecydowanie warto przeczytać przed lekturą części właściwej. Jego zachwyt już na wstępie udziela się czytelnikowi, który nie może się doczekać, żeby na własne oczy przekonać się o prawdziwości jego spostrzeżeń.
I zdecydowanie się nie zawiedzie! Baranger wiernie oddaje w swoich dziełach najmniejsze nawet detale, podpisy na mapach, szron na szybach. Jego ilustracje wręcz do złudzenia przypominają fotografie, a kreska jest nie tylko realistyczna, ale też niezwykle przyjemna dla oka. Artysta zachwyca grą światła, o czym wspomina w przedmowie Chattam, która nadaje grafikom cudowny klimat, zarówno w przypadku bezkresnej lodowej pustyni, jak i bardziej przerażających obrazów, które pojawiają się z czasem.
Za klimat opowiada również charakterystyczny dla Lovecrafta styl pisania, trudny, starodawny język, naukowy żargon. Brak jakichkolwiek dialogów rekompensuje on opisami dokładnymi aż do najdrobniejszych detali, nagromadzeniem przymiotników, dzięki którym z chirurgiczną precyzją tworzy plastyczne obrazy, oddziałujące na naszą wyobraźnię. Opowiadanie to szczególnie porusza w duszy czytelnika cząstkę niespełnionego podróżnika i odkrywcy, któremu marzą się dalekie podróże i niesamowite odkrycia. W końcu akcja rozgrywa się w czasach, w których istniały jeszcze na mapach niezbadane lądy, pełne tajemnic białe plamy, gdzie potencjalnie mogły być ukryte najwspanialsze cuda (albo najgorsze koszmary).
W górach szaleństwa jest obszernym opowiadaniem, dlatego w tym nowym wydaniu zostało podzielone na dwa tomy. Na premierę drugiego będziemy musieli prawdopodobnie poczekać do przyszłego roku. A jest na co czekać! Pierwsza część to tylko zapowiedź grozy, przedsionek piekła. Skupia się głównie na szczegółowym opisie wyprawy na Antarktydę i pierwszych niecodziennych odkryciach, które każą nam z coraz większą ekscytacją i napięciem przewracać kolejne strony. A znając dalszy ciąg opowiadania, już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak będzie wyglądał tom drugi!
Całość została zamknięta w twardej okładce z obwolutą. Pomimo pokaźnych gabarytów, książkę czyta się wygodnie i przyjemnie, w każdej chwili można też oderwać się od tekstu i przenieść wzrok na ilustracje, kontemplować, zachwycać się tym, jak pięknie przedstawiają opisywane akurat wydarzenia. Duży format pozwala na dostrzeżenie najmniejszych detali, a przy okazji sprawia, że tekst jest dobrze widoczny i ładnie wkomponowany w obrazy. Każda strona jest zaprojektowana z najwyższą dbałością o szczegóły, dlatego niezmiernie raziły mnie dwa błędy w druku, które w niej zauważyłam. Wiecie, dwa błędy to niby nic takiego, ale w dziele wydanym z takim rozmachem nie powinny się znaleźć.
Twórczość Lovecrafta zachwyca zawsze, a w tej nowej odsłonie została wyniesiona na jeszcze wyższy poziom. To zdecydowanie obowiązkowa pozycja dla wszystkich zagorzałych fanów, ale jeśli dopiero zamierzacie rozpocząć swoją przygodę w tym upiornym i przerażającym świecie, to czemu nie mielibyście tego zrobić z tak przepięknie wydaną książką w dłoni? Nie ukrywam, że jeżeli w takiej formie ukażą się pozostałe najważniejsze dzieła Lovecrafta, będę najszczęśliwszą osobą na świecie!
0 komentarze:
Prześlij komentarz