Marcin Masłowski - Czteropalczaści

Ostatnio dosyć sceptycznie podchodzę do debiutów, ale na szczęście Czteropalczaści postanowili przerwać złą passę i bardzo miło mnie zaskoczyli. Już po przeczytaniu opisu, który to informuje nas o niechybnie zbliżającej się wojnie pomiędzy bogami z Ragnarok a Mistrzami, zarządzającymi kopalniami melotu, wiedziałam, że chcę ją przeczytać i modliłam się, żeby była tak dobra, jak brzmiała. Oto Mistrzowie wzywają na pomoc legendarnych Czeropalczastych, by bronili Hrothgaru przed boską armią. Odwołują też Ceremonię Krwi, doroczną uroczystość, podczas której ważą się losy i przyszłość zamieszkujących gród osieroconych chłopców. No i czy to nie brzmi zachęcająco?

W mojej skromnej opinii w dobrym fantasy musi być porządnie wykreowany świat (im bardziej fantastyczny, tym lepiej), ciekawa fabuła (im bardziej skomplikowana, tym lepiej), oryginalny system magiczny (im bardziej złożony, tym... zresztą wiecie) i cała rzesza postaci z każdego krańca wszechświata (tak, żebyśmy mogli bez przeszkód poznawać wszystkie te cudowne miejsca i kultury, które powinny się w nim znaleźć).

I teraz jak to się ma do Czteropalczastych?

Masłowski zabiera nas w podróż wzdłuż i wszerz swojego świata i przedstawia całą gamę  przeróżnych miejsc. Poznamy więc Aktajon, niezdobyte miasto na wodzie, Ragnarok, boską siedzibę, której szczyt niknie w chmurach, czy Rocevaux, diadem pełen szafirów, najpiękniejsze miejsce na ziemi. Wszystkie opisy są barwne, czasami z najmniejszymi wręcz detalami architektonicznymi, żebyśmy mogli sobie dobrze wyobrazić te cudowne miejsca. Ale gdy przyglądamy się im z bliska, każde z miast jest w zasadzie takie samo. Znajdziemy tu pewne wstawki kulturowe, obrządki i zwyczaje, ale też nie jest to nic niesamowitego. Podoba mi się natomiast, że przeszłość tego całego świata, kontynentu, czy co to tam jest, została przedstawiona z perspektywy różnych ludzi, których przodkowie nierzadko stawali po przeciwnych stronach podczas walk i podbojów.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że Czteropalczaści to pierwszy tom Dzieci czystej krwi. I w moim odczuciu był tak naprawdę dopiero wprowadzeniem do historii, co może dać Wam jako takie wyobrażenie, ile jest tu różnych wątków. Początkowo mogą one Wam się trochę plątać, bo akcja szybko przeskakuje z jednego miejsca na drugie, a każde z nich to nowi bohaterowie, nowe miasta i nowe problemy. Po pewnym czasie wszystko jednak wskakuje na swoje miejsce, rozpoznajecie już imiona poszczególnych postaci, znacie trochę ich charakter i zarys fabuły, i nagle okazuje się, że ta historia jest dużo bardziej złożona, niż mogłoby się wydawać. Ile tam jest intryg, tajemnic, niedopowiedzeń, poszukiwań, których celu jeszcze nie znamy, szemranych układów!

Boli mnie trochę, że niewiele było tu czarów, ponieważ jest to jeden z tych światów, w których magia zaginęła dawno temu. Ale z drugiej strony mamy przecież całe miasto rządzone przez bogów! I to jeszcze bogów z Ragnarok, co brzmi bardzo dobrze i lubię to powtarzać! Bogowie, jak to bogowie, robią jakieś boskie sztuczki, których zwykły śmiertelnik nie jest w stanie ogarnąć swoim małym móżdżkiem i jak na razie jest to najbardziej magiczna rzecz, jaka się wydarzyła. A nie. Była jeszcze jedna! Dobra, nic Wam nie powiem. Ale i tak czekam na więcej!

Opowieść jest mroczna, brutalna, już z pierwszych stron spływa na nas śmierć i pożoga, czyli wszystko wygląda dokładnie tak jak lubię. Ludzie potrafią być okrutni, zlecają zabójstwa, plotą intrygi, wykorzystują swoje pozycje, naginają prawa i kłamią. I właśnie do takiego przyjemnego świata zaprasza nas Masłowski. 

Ta książka ma naprawdę duży potencjał! Jeśli lubicie fantasy z polityką, bijatyką, intrygą i mrocznymi tajemnicami, to powinna sprawić Wam dużo przyjemności. Tylko nie spodziewajcie się jakiegoś niesamowitego bum i akcji przyspieszającej bicie serca. Tak jak mówiłam, to dopiero wstęp do historii właściwej, która powinna pojawić się w kolejnym tomie. Także czekajcie. Ja czekam.

Ale wiecie, jest taka jedna rzecz, której potwornie mi brakuje. A mianowicie mapki. Każda książka fantasy powinna mieć mapkę! (Edit. w finalnej wersji książki mapa już jest, także jednak czuję się spełniona :D).

Przeczytaj też

2 komentarze:

  1. Ależ w egzemplarzu sprzedażowym książki mapka świat jest! I to nawet dwie! Pozdrawiam! M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg, w takim razie muszę położyć na nim ręce, bo strasznie mi ich brakowało!

      Usuń