książki
recenzje

Maria Dahvana Headley - Dziedziczka jeziora
Dawno już żadna książka nie pozostawiła mnie z taką mieszanką emocji i bałaganem w głowie. Dziedziczka jeziora to pozycja tak niesamowicie niepokojąca, pokręcona, tajemnicza i depresyjna, że przez większość czasu umyka Ci w tym natłoku pytanie, o czym w ogóle jest ta książka. Sama dalej do końca nie wiem. Mówiłam - mam w głowie mętlik, którego nie udało mi się posprzątać nawet tydzień po przeczytaniu książki.
Na pewno są tu dwie kobiety z zupełnie odmiennych światów, których, wydawałoby się, zupełnie nic nie łączy. A jednak, w miarę jak je poznajemy, zauważamy między nimi coraz więcej wspólnych cech. Obydwie są nieszczęśliwe, skrzywdzone, przerażone. Obydwie są też matkami. Przeczytałam nawet, że te kobiety, ich światy i ich dzieci są jak odbite w zwierciadle. Ale ewidentnie takim bardzo, bardzo krzywym.
Dana to wojenna weteranka z zespołem stresu pourazowego, która została porwana przez wroga, przeprowadzono na niej egzekucję, a następnie obudziła się pośrodku pustyni, w szóstym miesiącu ciąży, nie pamiętając ani jak w nią zaszła, ani jak udało jej się przeżyć, ani co działo się z nią przez cały ten czas. Dezerterując z armii, postanawia udać się w jedyne miejsce, które wydaje jej się bezpieczne - na opuszczoną stację kolejową we wnętrzu góry, w okolicy, w której mieszkała kiedyś jej rodzina.
Willa żyje w nieszczęśliwym małżeństwie, które na co dzień musi za wszelką cenę zachowywać pozory perfekcji. Z mężem, którego nie kocha, dzieckiem, którego czasami wolałaby nie mieć, matką, która kontroluje całe jej życie i nieustannym poczuciem, że jeśli tylko przybierze pół kilograma więcej, jeśli tylko wyskoczy jej choćby jedna mikroskopijna zmarszczka - straci całą swoją wartość. Spędza życie zamknięta w niby-idealnym, bogatym świecie, na strzeżonym osiedlu Herot Hall, które powstało na starym domu Dany w cieniu wspomnianej już góry.
Jednak losy tych dwóch kobiet mogłyby nigdy się ze sobą nie spleść, gdyby nie ich synowie ze swoją dziecięcą naiwnością i umysłami niesplamiony jeszcze podziałami na lepszych i gorszych, na naszych i obcych. Gren, chłopiec spod góry, chce odkrywać nieznany świat przeciętnych śmiertelników. A Dil, chłopiec z Herot Hall, czuje zew wolności i pragnie mieć przyjaciela.
Headley wzięła na warsztat opowieść o Beowulfie, ale przeinaczyła ją, w głównej roli stawiając Grena (Grendela w Beowulfie) i jego matkę, ukrytych we wnętrznościach góry i "terroryzujących" mieszkańców Herot Hall. Jednak w micie sprawa jest prosta - mamy potwora, który jest zły i mamy bohatera, który zabija potwora. A w książce Headley... wszystko staje na głowie.
Z jednej strony widzimy tu postępującą dehumanizację zwykłych ludzi, którymi targają najbardziej pierwotne pobudki, okrutnych, starających się przeżyć za wszelką cenę, ale też wyrachowanych i zakłamanych. Z drugiej strony Headley oddaje głos beowulfowskim potworom, przedstawiając historię także z ich perspektywy, co udowadnia nam, że jednak są bardziej ludzcy niż mogłoby się wydawać.

Jak na mityczną opowieść przystało, dużą rolę odgrywa w książce wątek paranormalny. Jaskinia jawi się jako spuścizna po przodkach, sekret przekazywany przez pokolenia, ukryty przed ludzkim okiem relikt przeszłości pełen pradawnych istot. Gren momentami jest przedstawiany jako dziwna postać, twór zupełnie niepodobny do człowieka, jego opis zawsze pozostaje pełen niedomówień. Dana ma także iście potworną kreację - z twarzą pokrytą bliznami, bez jednego oka, w łachmanach, półdzika i przerażona.
Język sam w sobie jest prosty, ale niesamowicie mroczny nastrój tej książki, ciężki od domysłów i niedopowiedzeń, staje się nie lada wyzwaniem. Narracja jest chaotyczna (tak samo zresztą jak cała historia), wymaga od nas pełnego skupienia i zanurzenia się po uszy w tej męcząco-duszącej atmosferze. Nie polecam, jeśli chcecie spędzić przyjemny wieczór nad niewymagającą lekturą. Polecam, jeśli chcecie nabawić się depresji. Nie no, żartuję, ale to raczej trudna, naładowana symboliką psychologiczna metafora niż szybka i łatwa powieść akcji.
A w dodatku przez cały czas podczas czytania (a nawet już po!) towarzyszyć będzie Wam ta drażniąca niepewność i uczucie, że nie macie pojęcia, co jest prawdziwe, a co nie. Czy to tylko wyobrażenia kobiety z zespołem stresu pourazowego, która boi się świata i we wszystkich widzi potwory? Czy to tylko omamy matki histeryczki, która nadużywa alkoholu? I najważniejsze pytanie.
Kto tak naprawdę jest potworem?
0 komentarze:
Prześlij komentarz