książki
recenzje
Heather Morris - Podróż Cilki
Cilka, słowacka Żydówka, którą poznaliśmy już w Tatuażyście z Auschwitz, trafiła do obozu koncentracyjnego w 1942 roku, w wieku zaledwie 16 lat. Szybko została wypatrzona przez jednego z kierowników, Johanna Schwarzhubera, który postanowił uczynić z niej swoją... w sumie nawet nie wiem, jak to nazwać. Swoją prywatną prostytutkę mimo woli? Powierzył też Cilce rolę blokowej w baraku śmierci, gdzie najbardziej chore i wyniszczone kobiety spędzały swoje ostatnie godziny, zanim zostały przewiezione do krematoriów.
W styczniu 1945 obóz został wyzwolony przez sowietów. Okazało się jednak, że koszmar Cilki jeszcze długo się nie skończy. Do radzieckich żołnierzy dotarły bowiem informacje o niesławnej "roli" dziewczyny. Znała też wyjątkowo dużo języków, co rzuciło na nią dodatkowe podejrzenia. Ostatecznie została oskarżona o szpiegostwo i kolaborację z wrogiem, a następnie zesłana na ciężkie roboty do gułagu w Workucie na Syberii.
W kolejnym obozie, niby podobnym do Auschwitz, a jednak zupełnie odmiennym, dziewczyna musia nauczyć się nowej hierarchii i nowych zasad, znaleźć sojuszników i wywalczyć sobie miejsce, które pozwoli jej przetrwać wszystkie te lata uwięzienia. Nieustannie też mierzy się z poczuciem winy, spowodowanym przez jej rolę w baraku śmierci w Auschwitz i z traumą, którą przeżyła jeszcze jako nastolatka.
Mimo, a może właśnie z tego powodu, że Cilka dorastała w obozie koncentracyjnym, stała się silną kobietą z charakterem, którego nie złamało nawet piekło Auschwitz. Jest wygadana, butna, nie potrafi pochylić głowy i odwrócić oczu, gdy dzieje się coś złego. Równocześnie czuje, że nie zasługuje na dobro, które otrzymuje od innych. Z uporem odmawia przyjęcia lepszej pracy, lepszych warunków życia, bo czuje, że nie jest ich godna. Jej misją w gułagu staje się więc pomoc innym i jedynie to pozwala jej walczyć z demonami przeszłości. Ale czy to na pewno zasługa jej dobrego serduszka, czy też trochę próba odkupienia win?
Autorka ma ładny styl pisania, potrafi sprawnie skonstruować świat przedstawiony i emocjonująco opisywać wydarzenia. Niestety, nieodmiennie mam wrażenie, że wszystkie fakty i wydarzenia w jej książkach są takie... wymuskane. Przygładzone. Niewystarczająco brutalne i okrutne. W szkole czytaliśmy "Inny świat" Herlinga-Grudzińskiego, w którym rzeczywistość w gułagu była naprawdę przerażająca. Tutaj natomiast wszystko jest takie odrealnione. Z jednej strony wiemy, że życie w łagrach było paskudne i straszne, ale z drugiej nie odczuwamy tego za bardzo, bo Morris oszczędza nam co bardziej drastycznych szczegółów (w sumie to większości drastycznych szczegółów). Momentami miałam nawet wrażenie, że o tych więźniów całkiem dobrze tam dbali. W końcu mieli cały magazyn leków. Wyobraźcie sobie, leków!
Dowiedziałam się też jakiś czas temu, że po wydaniu Tatuażysty rozpętała się burza, a badaczka z Centrum Badań Muzeum Auschwitz napisała rozległy artykuł, w którym wytyka wszystkie błędy, nieścisłości i przekłamania, jakich Morris dopuściła się podczas pisania swojej powieści. Mając to na uwadze, zaraz po przeczytaniu Cilki, zagłębiłam się w odmęty internetów, żeby sprawdzić na ile ta książka jest zgodna z prawdą. I okazało się, że nie jest.
Nie chcę tutaj pisać elaboratu na temat tego, na ile historia przedstawiona przez Morris jest przekłamana. Powiem tylko, że już samo to, że wysoko postawiony SS-man miał podobno romans z żydowską więźniarką jest według wielu historyków wątpliwym motywem. Wszyscy wiemy, że o Żydach mówiono wtedy same świństwa, porównywano ich do zwierząt, obarczano winą za całe zło tego świata, a nazistowski żołnierz, który utrzymywałby stosunki z Żydówką, zostałby bardzo dotkliwie ukarany za hańbienie swojej rasy.
Autorka zarzeka się jednak, że jest to powieść oparta na prawdziwej historii (tak samo, jak w przypadku Tatuażysty), poparta gruntownymi badaniami. Ale z drugiej strony twierdzi, że nie zajmuje się literaturą faktu, tylko fikcją literacką. No i bądź tu mądry. Zainteresowanym polecam troszkę pogrzebać, a ja wrzucam Wam tu dwa artykuły (klik, klik).
Ostatecznie uważam, że książka sama w sobie jest naprawdę dobra, pełna emocji, barwnych postaci i, co najważniejsze, nadziei. Mimo że powieść ta ma wątpliwą wartość stricte naukową czy historyczną, to jednak mówi o ważnych wydarzeniach i trudnych tematach w przystępny sposób. No bo powiedzcie mi, kto z przyjemnością czytał tego wspomnianego wcześniej Grudzińskiego? A z Cilki, wykreowanej przez Morris, bije taka siła i niezłomność, że poznawanie jej losów jest jak najbardziej wciągające i emocjonujące. Musimy jednak traktować książkę trochę z przymrużeniem oka i nie wierzyć ślepo we wszystkie przedstawione w niej "fakty".
0 komentarze:
Prześlij komentarz