Eddy de Wind - Stacja końcowa Auschwitz

Eddy de Wind (który w książce używa alter ego Hans Van Dam) zgłasza się dobrowolnie do pracy w szpitalu obozowym w Westerborku pod warunkiem, że jego matka, która przebywa w obozie, nie zostanie deportowana do Auschwitz. Jego poświęcenie okazuje się jednak bezsensowne, gdyż kobieta opuszcza Westerbork na kilka dni przed jego przyjazdem. Lekarz spędza w obozie przejściowym rok, tam też poznaje młodą pielęgniarkę, Friedel, z którą postanawia się ożenić. Westerbork oferuje Żydom zaskakująco dobre warunki życia, dopuszczając między innymi śluby. Jednak ostatecznie, 14 września 1944, obydwoje zostają deportowani do Auschwitz.

De Wind, czyli książkowy Hans, po przybyciu do Auschwitz stara się o pozycję lekarza. Jak dobrze wiadomo, praca ta daje dużo większe szanse na przeżycie niż nieludzka harówka poza terenem obozu. Friedel, tak jak wszystkie młode kobiety z ich transportu, trafia do bloku dziesiątego. To blok cieszący się złą sławą, w którym lekarze (w tym Mengele, Anioł śmierci i jeden z największych zbrodniarzy wojennych) przeprowadzają eksperymenty dotyczące między innymi płodności (szukając uniwersalnego środka do masowej sterylizacji "gorszych" ras). De Wind stara się przeżyć piekło na ziemi, nieustannie martwiąc się nie tylko o swoje życie, ale też, czy to właśnie tego dnia Friedel zostanie wyznaczona do eksperymentów i użyta jako królik doświadczalny.

Stacja końcowa to książka o wielkiej wartości, zarówno historycznej, jak i społecznej. De Wind napisał ją zaraz po wyzwoleniu obozu w styczniu 1945 roku, dalej przebywając w Auschwitz. Sprawia to, że jego wspomnienia mają szczególny charakter, nie zostały jeszcze w żaden sposób zmodyfikowane przez fakty, które wyszły na światło dzienne w kolejnych dniach, miesiącach i latach. To świadectwo naocznego widza jednej z najbardziej brutalnych tragedii naszego świata, spisane i opublikowane, by kolejne pokolenia nie popełniły tak strasznego błędu (jeśli coś takiego można w ogóle nazwać "błędem"). Dlatego smutny jest fakt, że wspomnienia de Winda bardzo długo nie mogły doczekać się publikacji na dużą skalę, czy też tłumaczenia (upadały kolejne wydawnictwa, które zajmowały się książką). 

To równocześnie psychologiczny obraz różnych grup koegzystujących ze sobą w murach obozu - od muzułmanów, którzy stracili już sens i siły do życia, poprzez więźniów, którzy mieli jeszcze nadzieję, kapo, którzy mogli wykorzystywać swoją pozycje zarówno do dobrych, jak i okropnych celów, kończąc na oprawcach, esesmanach, sprawujących władzę absolutną nad życiem i śmiercią. To analiza psychiki, motywów i pobudek ludzi, zmuszonych do życia w skrajnych warunkach. De Wind został po wojnie psychologiem i przez lata zajmował się badaniem byłych więźniów obozów. Sam również do końca życia mierzył się z traumą, którą pozostawiły po sobie przerażające przeżycia. 

Czytanie tej książki było dla mnie nowym przeżyciem. Jestem już poniekąd zaznajomiona z literaturą obozową, tutaj jednak życie w Auschwitz zostało przedstawione w trochę inny sposób niż ten, z którym spotkałam się dotychczas. Z jednej strony mamy oczywiście do czynienia z najwyższym okrucieństwem, bestialstwem i nędzą, z eksperymentami na ludziach, komorami gazowymi, krematoriami i wszechobecną śmiercią. 

Jednak z drugiej, postaci, które de Wind spotyka na swojej drodze, niejednokrotnie powtarzały stwierdzenia, które były dla mnie... szokujące. Niektórzy twierdzili, że Auschwitz zrobiło się całkiem znośne. Jeden z bohaterów użył nawet słów "teraz jest tu jak w sanatorium". I niby wiem, że działo się to pod koniec 1944 roku, kiedy wojna była już tak naprawdę "na finiszu", ale przecież dalej okrucieństwo i śmierć były w Auschwitz na porządku dziennym. De Wind wspomina o nich wystarczająco często. Czy to po prostu mechanizm obronny więźniów obozu, który pozwalał im przetrwać?

Książek tego typu nie powinno się moim zdaniem oceniać w takich samych kategoriach, co literatury rozrywkowej. Niemniej jednak, styl pisania, jak również ten... inny sposób przedstawienia rzeczywistości obozowej, pozostawiły mnie z mieszanymi uczuciami. Nie umniejsza to w żadnej mierze historycznej wartości książki. Cieszę się, że została w końcu udostępniona dla szerszego grona, a historia de Winda zyskała odbiorców. 

Przeczytaj też

0 komentarze:

Prześlij komentarz