Sara Holland - Everless

Kocham, kiedy książka, do której podchodziłam neutralnie i bez żadnych wygórowanych oczekiwań, zaskakuje mnie tak pozytywnie! Everless jest wartym pozazdroszczenia debiutem (nawet nie wiedziałam, że to debiut!), ciekawym, wciągającym i baśniowym. Wydawać by się mogło, że to kolejne młodzieżowe fantasy - w końcu powiela utarte schematy, które znajdujemy w tego typu książkach - ale oferuje też tyle oryginalnych rozwiązań, mądrych przemyśleń i wspaniałych obrazów dla naszej wyobraźni. Może te parę zdań brzmi trochę patetycznie, ale z jakiegoś powodu Everless oczarowało mnie bez reszty i muszę dać temu wyraz. 

Legendy mówią, że tysiąc lat temu Alchemik i Czarodziejka magicznie powiązali czas z żelazem w ludzkiej krwi, tak by można było przekuwać ten czas w monety. W taki to sposób krew stała się główną walutą w Semperze i od tego czasu zbiera swoje żniwo. 

Jules, nasza główna bohaterka, wychowała się w Everless, szlacheckim zamku bogatego rodu Gerlingów, gdzie jej tato obejmował posadę kowala. Jednak dramatyczne wydarzenia zmusiły ich do ucieczki i życia w ukryciu. Teraz ledwo wiążą koniec z końcem, a tato oddaje zdecydowanie zbyt dużo krwi (i swoich lat), by mieli co jeść. Dlatego, gdy nadarza się okazja, by zarobić dużo pieniędzy, Jules postanawia z niej skorzystać. Ale istnieje pewien haczyk - musi powrócić do Everless, gdzie nie spotka jej nic dobrego, jeśli zostanie rozpoznana.

Okazuje się jednak, że powrót do Everless może być dla niej ryzykowny z innych powodów, niż początkowo myślała, a także, że będzie musiała rozwiązać wiele tajemnic, z których istnienia dotąd nie zdawała sobie sprawy.

W książce dużą rolę odgrywają szlacheccy synowie - Roan, dziecięca miłość Jules, do którego jej serduszko może dalej trochę pika, i Liam, z powodu którego była zmuszona opuścić Everless i którego panicznie się boi. Oczywiście obydwaj są zabójczo piękni, przy czym Roan jest słodką i uroczą duszą towarzystwa, natomiast Liam to tajemniczy i zamknięty w sobie mruk. Wątek romantyczny jest oczywisty już od samego początku, ogarnięcie faktów najdłużej zajmuje głównej bohaterce. Ale nie jest to oś, wokół której kręci się cała książka, za co jestem pani Holland bardzo wdzięczna. 


Jedną z rzeczy, które tak bardzo urzekły mnie w Everless jest mitologia i poniekąd religia, panujące w Semperze. Legendy o Alchemiku i Czarodziejce, bajki o lisie i wężu, opowiadane sobie na dobranoc, opisywane w książeczkach dla dzieci, były naprawdę magiczne i wprowadzały taki przyjemny, tajemniczy klimat, ale też pewną dozę realizmu. Wiecie, to takie normalne, że opowiada się dzieciom bajeczki do snu i że wszyscy znają historię Czerwonego Kapturka. I tam też to tak własnie wyglądało. Tylko nie było Czerwonego Kapturka.

A motyw czasu jest przecudowny. Po pierwsze sam fakt tego, że można sobie wrzucić do herby monetę jednoroczną, wypić ją i nagle odmłodnieć jest super. A do tego dochodzą jeszcze dziwne, tajemnicze fluktuacje czasu, legendy o ludziach, którzy podobno mogą kontrolować czas, no i potępione miasto, w którym czas stanął na dwanaście godzin - ten motyw był po prostu epicki. Nie potrafię znaleźć innego słowa. Oczarował mnie bez reszty. Cała ta mroczna, baśniowa otoczka jest urzekająca i kusząca, i sprawiła, że zakochałam się w Everless! Nie mogę doczekać się drugiej części, potrzebuję jej na już!

***
Recenzja
Everless
Sara Holland

Przeczytaj też

0 komentarze:

Prześlij komentarz