umarlibogowie
Umarli bogowie (3)
Gdy automatyczne drzwi rozsunęły się przed nim,
owionął go zapach róż. Róże były wszędzie, wymyślne kompozycje przyozdobione
gałązkami mirtu wylewały się ze szklanych wazonów ustawionych na każdym
możliwym stoliku, stoliczku i blacie.
– Hej, Apollo! – krzyknęła Aglaja, przechodząc koło
niego z naręczem bladoróżowych ręczników, złożonych w nienagannie równą kostkę.
– Zabieg odmładzający? Tak, mamy wolny termin w
środę za trzy tygodnie – powiedziała Eufrosyne do telefonu, równocześnie puszczając
mu oczko.
– Och, Apollo, jak miło cię widzieć! – Talia
przerwała układanie róż w tysięcznym wazonie i posłała mu jeden ze swoich
uśmiechów.
Podszedł do niej tanecznym krokiem, objął w talii i
przyciągnął do siebie.
– Tęskniłyście za mną?
– Każdego dnia, słońce – mruknęła, oplatając rękami
jego szyję.
– Apollo! – powiedział ktoś karcąco za jego plecami.
Odwrócił się razem z Talią i jego oczom ukazała się najpiękniejsza istota na
świecie. Całe tysiąclecia niczego nie zmieniły, dalej wyglądała równie
wspaniale, co pierwszego dnia, gdy pojawiła się na Olimpie w rydwanie
ciągniętym przez zaprzęgi białych gołębi. Tym bardziej, że miała na sobie
tylko kusy jedwabny szlafroczek. Apollo znał się na rzeczy. Widział w życiu
wiele pięknych kobiet i równie wielu pięknych mężczyzn. – Trzymaj łapy z daleka
od moich Charyt. Muzy już ci nie wystarczają?
– Mój związek z Muzami jest ściśle platoniczny! –
powiedział urażonym tonem, puszczając Talię i przykładając dłoń do serca. –
Jest na poziomie duchowym!
– Oczywiście, oczywiście! – zaśmiała się. Zbliżyła
się do niego i pozwoliła, by otoczył go zapach jej słodkich perfum. – A wiesz
jak to się teraz nazywa? Harem.
Apollo żachnął się i przez moment nie potrafił wydobyć z siebie głosu.
– Nie zapowietrzaj się tak, słonko – powiedziała
słodkim tonem, złapała go za dłoń i pociągnęła do bocznego wyjścia. Na zewnątrz
wyłożyła się wdzięcznie na drewnianym leżaku i poklepała miejsce obok. – Lepiej
usiądź sobie tutaj i opowiedz mi, co tam u ciebie. Kazałam nagrzać nam w
saunie.
– Ostatnio znów poszedłem do muzeum się zobaczyć –
powiedział, rozpinając koszulę i kładąc się na drugim leżaku.
– Och, ja nie mogę na siebie patrzeć. Dalej nie
wiem, jak to możliwe, że mój najsłynniejszy posąg nie ma rąk. I jest bardzo nie
na czasie. Jestem przekonana, że ludzie patrzą na niego teraz i myślą: jaka ona
jest gruba. Wiesz, te kanony piękna, tak często się zmieniają. Trzeba za nimi
nadążać. Spójrz tylko na mnie - fitness, siłownia, zdrowa dieta. W końcu nie
samą ambrozją się żyje. Powinni mnie wyrzeźbić teraz!
Jakby na potwierdzenie tych słów, Talia wyszła na
taras i postawiła na stoliku koło nich dwa zielone koktajle, przystrojone
kawałkami truskawek. Odchodząc, posłała w stronę Apolla buziaka.
– I jak tam twoja nowa działalność? – spytała
bogini, zakładając na nos ciemne okulary i wystawiając twarz w kierunku słońca.
– Burdel. To jest burdel. Czemu nikt nie może tego
nazywać normalnie? – powiedział, kręcąc głową. – Całkiem dobrze. To bardzo
sprawnie prosperujący biznes.
– Wyobrażam sobie. Ja też nie narzekam. Miło, że pytasz.
– Nie dałaś mi... A zresztą – widział, że się uśmiechnęła, więc tylko machnął usłużnie dłonią w jej stronę. – A jak u ciebie?
– O, dziękuję! Salon całkiem dobrze sobie radzi. Dzięki
współpracy z twoimi kochanymi rodzicami mam dostęp do kremu z ambrozji i moje
klientki są zachwycone. A Eros pomaga mi prowadzić ten portal randkowy i mamy
tyle szczęśliwych, zakochanych par!
Apollo chciał odpowiedzieć, ale nagle dwa gołębie
załopotały skrzydłami tuż nad jego głową i przysiadły na oparciu fotela.
– Wszędzie te przeklęte gołębie! – krzyknął,
próbując je odpędzić.
– Apollo, słonko, przestań marudzić – mruknęła, nie
zmieniając pozycji. – Dobrze wiesz, że mnie uwielbiają.
– Są obrzydliwe. I wszędzie srają.
Zmarszczyła nos z niesmakiem.
– Coraz częściej zastanawiam się, co za idiota
zrobił z ciebie patrona artystów...
– To przez tę ziemię – powiedział zniechęcony,
machając ręką w nieokreślonym kierunku. – Tę codzienność. Tę... zwyczajność. Źle na mnie
wpływają. Odbierają mi cały urok!
– Co ci odbierają? – zsunęła okulary na nos
i przybrała minę, jakby nie dosłyszała.
– Gdyby wszyscy inni bogowie nie byli tak nudni i
pretensjonalni, to ręczę ci, że na pewno bym się z tobą nie spotykał –
skwitował. W końcu udało mu się zmusić gołębie, żeby opuściły jego leżak i
rozparł się na nim z zadowoleniem.
– Spokojnie, Apollo, ja też w życiu bym na ciebie
nie spojrzała, gdybym miała jakikolwiek wybór.
– A kto tu mówił o patrzeniu? Po prostu oddałbym
wszystko, żeby nie musieć cię słuchać.
Spojrzała na niego spod uniesionych brwi, a potem z
powrotem założyła okulary, uniosła dumnie głowę i odwróciła ją w przeciwną
stronę. Apollo zaśmiał się w duchu.
– A właśnie, czy twój luby nie powinien jakoś za
niedługo tu wrócić? – spytał, żeby przełamać ciszę.
– Och, tak! – Ożywiła się od razu. – Co prawda,
wszystko się teraz tak pomieszało w Hadesie. Wiesz, trudno wejść, trudno wyjść.
Co chwila mają tam jakieś strajki robotnicze.
– Naprawdę?! – Apollo krzyknął, dostosowując się do
jej rozentuzjazmowanego tonu. Oczywiście nawet nie zwróciła na to uwagi.
Niestety intelekt nie idzie w parze z urodą nawet u bogów. Chyba, że chodzi o
niego. –
Nawet w Hadesie? Cóż to za straszne czasy!
– No właśnie! Ostatnio mój biedny Adonis musiał stać
przy bramie przez tydzień, zanim dostał przepustkę! Chociaż wydaje mi się, że
Persefona maczała w tym palce. Szmata dalej myśli, że może go mieć tylko dla
siebie.
– Ona jest naprawdę nie do wytrzymania. Przecież mój
ukochany tatuś – wypowiedział te słowa z nieskrywaną ironią, jak zawsze –
powiedział wyraźnie, że może go mieć przez jedną trzecią roku, a potem wraca do
ciebie.
– Przecież wiem! Ewidentnie nudzi jej się w Hadesie.
Mogłaby znaleźć sobie jakieś konstruktywne zajęcie, jak już tam siedzi. Na
przykład zająć się Cerberem. Podobno strasznie śmierdzi! Powinna coś z tym zrobić.
Przynajmniej przez te pół roku, które tam spędza. A ona tylko siedzi na tym
tronie swoim coraz grubszym dupskiem, a potem wychodzi na ziemię i zachowuje,
jakby tutaj też była królową. Nawet Hera się tak nie puszy!
– O, nie, nie! Tutaj akurat nie masz racji. Nikt nie
przebije Hery. Ostatnio znów miałem przyjemność – znowu ta ironia, czy to ziemia tak
na niego działała? – ją zobaczyć. Dalej puszy się jak paw. Dosłownie. Jak paw.
Zaśmiali się, zadowoleni, że Hera nie ma już mocy,
żeby ich dosłyszeć. Przynajmniej to uwłaczające wygnanie miało jakiś plus.
– A co u Hefajstosa? Pogodził się w końcu z tym, że wasze małżeństwo nie należy do najpiękniejszych, czy dalej jest zły?
– A kto go tam wie – powiedziała niechętnie. –
Hefajstos tylko mamrocze coś gniewnie pod nosem i uderza w kółko tym swoim młotem
w to swoje kowadło. I tak przez wieki.
– Nie możecie po prostu... no wiesz, w końcu się rozwieźć?
– Nie, nie, całe moje małżeństwo to przecież pomysł
tej zazdrosnej suki, Hery. Jesteśmy w separacji i najprawdopodobniej
szybciej wrócimy na Olimp, niż coś się w tej sprawie zmieni. Nie, żeby jakoś
bardzo mi to przeszkadzało. I tak nie zamierzałam brać ślubu z martwym gościem,
który jedną trzecią roku spędza w Hadesie.
– Myślałem, że kochasz Adonisa nad życie, czy coś w
tym stylu.
– Oczywiście, że tak! Ale wiesz, on przez cztery miesiące zabawia się z Persefoną. A ja... no cóż... na ziemi jest całkiem sporo
całkiem przystojnych śmiertelników. A to wszystko – wskazała swoje zgrabne,
długie nogi i resztę ciała, ledwie okrytą cieniutką tkaniną szlafroka – nie
może się tak po prostu marnować.
– Oczywiście, że nie – powiedział Apollo z powagą,
po czym parsknął śmiechem.
Pokazała mu język.
– Zresztą, nawet w tak ciężkich czasach ktoś dalej
musi uczyć tych biednych śmiertelników, jak się kochać – Afrodyta zrobiła zbolałą minę
i westchnęła z rezygnacją. – Nie mogę tak po prostu zrezygnować z mojej roli. W
końcu to ja jestem boginią miłości.
Hmmm... nie powiem, zaintrygowało mnie;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czyta, jeśli mogłabym jednak zasugerować jedną rzecz - oszczędniej stosuj przymiotniki. "Ze szklanych wazonów", "bladoróżowych ręczników", "słodkich perfum" itd... odbiorca w znacznej mierze jest w stanie sam "dokreować" sobie stworzoną przez Ciebie rzeczywistość, im mniej tego typu detali, tym tekst będzie dostępniejszy dla czytelnika. Powodzenia :*
OdpowiedzUsuńwww.bookiecik.pl
Był czas, że czytałam sporo opowiadań, szczególnie tych o tematyce siatkarskiej. Niemniej ostatnio po przeczytaniu dwóch zdań klikałam czerwony krzyżyk, chociażby dlatego, że kulała tam stylistyka, czy interpunkcja. U Ciebie wszystko jest bardzo dobrze napisane merytorycznie, a do tego potrafisz bardzo wciągnąć swoimi opowiadaniami. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńApollo prowadzący burdel - brzmi ciekawie :D
OdpowiedzUsuńI kolejna swietna czesc! Chcialabym zobaczyc wspolczesna wersje posągu Afrodyty :D
OdpowiedzUsuń