książki
recenzje
Rose miała jedenaście lat, kiedy dokonała największego odkrycia w dziejach ludzkości. I tak, jak to zazwyczaj bywa, dokonała go przypadkiem.
Pozostaje jeszcze kwestia najbardziej interesującego bohatera książki. Tego, który pojawia się w prawie każdym rozdziale, a wiemy o nim... nic. To tajemniczy typ, któremu niby nikt nie ufa, ale i tak wszyscy go słuchają i robią dokładnie to, co im każe. Jest naprawdę strasznym gnojem. Sukinsynem bez uczuć, cynikiem, bezdusznym człowiekiem. I nie zdradza o sobie zupełnie nic. Nawet imienia. A przy tym władzę ma nieograniczoną. Tylko nikt nie wie, skąd się ona bierze.
Sylvain Neuvel - Śpiący giganci
Rose miała jedenaście lat, kiedy dokonała największego odkrycia w dziejach ludzkości. I tak, jak to zazwyczaj bywa, dokonała go przypadkiem.
Możecie się zastanawiać, jakim cudem dziecko zrobiło coś tak ważnego. I o co właściwie chodzi. Nie, Rose nie była małym geniuszem, który w swoim tajnym laboratorium odkrył nowy pierwiastek albo sklonował człowieka. Rose zrobiła tylko jedną, z pozoru nic nieznaczącą rzecz. Wpadła do wielkiej dziury w lesie. I straciła przytomność. A gdy się ocknęła, okazało się, że to wcale nie wielka dziura, tylko wielka dłoń z czarnego materiału, połyskująca turkusowym blaskiem. W wielkiej dziurze w lesie.
Szesnaście lat później Rose staje na czele grupy badawczej, która ma za zadanie rozwiązać zagadkę tajemniczej dłoni, rozszyfrować język, którym zapisane są znalezione przy artefakcie płyty i odnaleźć pozostałe części ciała. Tak właśnie. Przecież wszystko nie może skończyć się na jednej dłoni. Przy okazji i badania, i poszukiwania muszą odbywać się w tajemnicy (projekt jest ściśle tajny, wspierany przez rząd i armię amerykańską), co jest dosyć trudne. Ciężko przetransportować kilkumetrową łydkę z takiej na przykład Turcji, tak, żeby nikt tego nie zauważył.
Z początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona do sposobu narracji w powieści. Nie ma tutaj trzecioosobowego narratora. Nie ma tutaj też pierwszoosobowego narratora. Nie ma tu w sumie żadnego narratora. Ale w takim razie, jak to działa? Otóż większość książki jest napisana na zasadzie dialogów-wywiadów jakiegoś tajemniczego faceta z poszczególnym członkami zespołu, albo innymi osobami, powiązanymi ze sprawą. Do tego czasami możemy przeczytać fragmenty dzienników osobistych, artykuły w gazetach albo raporty wojskowe. Żadnych opisów postaci. Żadnych opisów krajobrazów. Nawet pełnego opisu znaleziska tu nie ma. A ja lubię opisy. Może nie piętnastostronnicowe elaboraty o faunie i florze Afryki, jak u Sienkiewicza, ale lubię.

Okazało się jednak, że użycie takiej formy dało bardzo dobry efekt. Dzięki temu nasza wyobraźnia ma jeszcze większe pole do popisu, zarówno jeśli chodzi o wygląd postaci czy miejsc, jak i samego giganta. Bohaterów poznajemy jedynie na podstawie ich własnego zachowania w trakcie dialogów albo tego, co mówią o nich inni ludzie w swoich wywiadach. "Obserwowanie" ich podczas rozmowy sprawia też, że wydają się bardziej realni i namacalni. I bardziej z nami związani.
Dzięki dialogom akcja toczy się szybko, a mało znaczące szczegóły zostają po prostu pominięte. Nawet szczególnie makabryczne wydarzenia często są przedstawione tak szybko i... obojętnie, że ledwo zwracasz na nie uwagę. Z reguły mija trochę czasu między danym wydarzeniem a wywiadem, w którym porusza się jego kwestię, więc to całkiem naturalne, że ludzie nie reagują już na nie w bardzo emocjonalny sposób. Dlatego w pierwszej chwili ta czy inna katastrofa w ogóle Ci umyka, gubi się gdzieś pomiędzy rozmowami o pogodzie, jakby była wypowiedziana tym samym tonem, co "popadało dzisiaj trochę, ale biomet ogólnie jest korzystny". Dopiero po sekundzie używasz sekwencji: stop - wróć - przeczytaj jeszcze raz o tym, jak stado słoni w kapeluszach stratowało grupę przedszkolaków na wycieczce.
Tak serio nie było tam żadnych słoni. Ale było kilka zapadniętych domów. I katastrofa lotnicza. W każdym razie, rozumiecie o co chodzi?
Mimo wszystko, taki sposób prowadzenia opowieści wcale nie wydaje się dziwny. Albo chaotyczny. Nadaje natomiast akcji niesamowitego tempa i dosłownie każe ci wstrzymywać oddech i przeczytać wszystko na raz. I w ogóle nie odkładać książki. Dlatego odłożyłam ją tylko raz. W połowie.

A ja dalej i wciąż... go lubię. Jest ciekawy. Jest tajemniczy. Jest gnojkiem, to fakt. Często bezczelnym i wścibskim. Ale jest też tak niesamowicie inteligentny. To dzięki niemu dialogi są błyskotliwe, często autentycznie zabawne. I jakimś cudem, pomimo całego tego jego nieprzyjemnego usposobienia, ludzie cały czas opowiadają mu o swoich odczuciach, swoim życiu, swoich przemyśleniach. Jakby miał w sobie coś takiego, co zmusza innych do otwarcia się.
Muszę jeszcze dodać, że występują tu nawiązania do starożytnych wierzeń, w tym do mitologii greckiej, której jestem fanką (może zauważyliście), co przekonuje mnie do tej książki jeszcze bardziej. Nic więcej nie powiem, żeby nie psuć Wam zabawy.
Śpiący giganci zdecydowanie zdobyli moje serce. Nie wiem, czy moje wymagania nagle tak strasznie zmalały, czy ta książka jest po prostu taka dobra, ale jestem nią szczerze oczarowana. Może za tydzień już nie będę, jednak zabrałam się za tę recenzję zaraz po odłożeniu Gigantów na półkę (i zrobieniu zdjęcia na insta), więc jestem jeszcze w fazie zachwytu i miłości do niej. To debiutancka powieść Sylvaina Neuvela i, naprawdę, równocześnie gratuluję i zazdroszczę mu takiego debiutu.
A okładka jest przecudowna!
Recenzja
Śpiący giganci
Śpiący giganci
Sylvain Neuvel
Nie słyszałam o tej książce, ale z chęcią przeczytam, bo Twoja recenzja brzmi dla mnie bardzo zachęcająco! Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i polecam, bo naprawdę warto!
UsuńBardzo fajnie napisana recenzja - zachęciła mnie do kupienia i przeczytania książki. Najbardziej chyba zaintrygowały mnie sposób narracji i tajemniczy bohater. Moja lista książek do przeczytania robi się coraz dłuższa. 😀
OdpowiedzUsuńO tak, sposób narracji jest naprawdę niesamowity! :) Właśnie też mam ten problem, lista książek nie ma końca i kiedy to wszystko czytać?
UsuńNie słyszałam o tej książce. U mnie ostatnio poza literaturą branżową królują reportaże.
OdpowiedzUsuńZdarzyło mi się kilka razy sięgnąć po Kapuścińskiego, ale reportaż to chyba nie moja bajka :)
UsuńJa ostatnio najczęściej sięgam (z konieczności) po podręczniki akademickie - ale prezentowana przez Ciebie książka mocno mnie zaintrygowała, więc możliwe, że i w naszej biblioteczce znajdzie się dla niej miejsce :)
OdpowiedzUsuńTrzeba zrobić sobie od czasu do czasu przerwę od poważnej lektury :)
UsuńOkładka faktycznie urocza, tym bardziej, że przeważają moje kolory: biały, niebieski i czarny :) A w dodatku jestem przekonana, że mój luby zakochałby się w tej książce, bo on lubi takie historie ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPoczątkowo myślałam, że to książka dla dzieci, ale okazuje się, że dorośli też mogą znaleźć w niej rozrywkę:) Zaintrygowała mnie forma narracji, a raczej jej braku, dlatego chętnie książkę przeczytam!:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jest to książka dla dorosłych. Nie czytałabym jej dzieciom do snu :)
UsuńPierwszy raz słyszę ten tytuł, ale przyznaję, że opis jest intrygujący! :)
OdpowiedzUsuńTo pewnie dlatego, że to względnie nowa książka i do tego nieznanego autora. Cała historia jest bardzo intrygująca :)
Usuń