artykuły
W czym, jak w czym, ale w marnowaniu czasu jestem mistrzem. Serio. Powinnam dostać za to medal. Kto przyznaje takie medale?
W każdym razie, jeśli już zdarza Wam się marnować czas, bo podążanie za karierą jest trudne i żmudne, a pierwsze mrozy nie pomagają w robieniu... czegokolwiek, to marnujcie go z głową. I książką na przykład. A jeśli już bardzo nie chcecie czytać (co boli moje serduszko), to otwórzcie komputer i ogarnijcie jakiś dobry serial. O kilku już kiedyś pisałam tutaj. A teraz podrzucam Wam kilka nowych.
Stranger things
Zaczynam od czegoś, co pokochał i czym zachwycił się cały Boży świat, i pewnie większość z Was pomyśli sobie, że w ogóle nie ma po co o tym wspominać, bo widział to już każdy. Ale nie. Dlatego, do wszystkich, którzy jeszcze nie wpadli na to, żeby zabrać się za ten serial: zróbcie to. Ale serio. Po pierwsze, klimat lat 80. jest w nim oddany naprawdę przecudownie. Po drugie, robi z mózgu sieczkę i nie masz pojęcia, co się dzieje. Po trzecie, to takie amerykańskie coś o niby kosmitach, jakimś UFO, jakichś tajnych naukowych eksperymentach i oczywiście wszystko dzieje się w zabitej dechami mieścinie, która powinna być ostatnim miejscem, w którym coś się dzieje. Jest tu wątek paranormalny, wątek detektywistyczny, cudowne real-life RPG, humor na poziomie i bohaterzy, których można pokochać od pierwszego wejrzenia.
Preacher
Kaznodzieja, który w sumie średnio wierzy w Boga, a do tego ma bardzo wątpliwie świętobliwą przeszłość (jakieś gangi, jakieś strzelanie z broni różnej maści i pijackie bijatyki) nagle otrzymuje niesamowitą moc, która sprawia, że może zmusić ludzi do spełniania swojej woli. I stwierdza, że to Dar Boży. I zaczyna się odpierdalać naprawdę chore gówno. Tak w skrócie. (Bardzo legitny opis serialu, wiem, ale właśnie tak się dzieje.)
Jest tu super wampir z irlandzkim akcentem, który lubi dziwki i koks. Są tu wysłannicy niebios w kowbojskich kapeluszach. Są stare chevrolety i zapyziałe miasto na końcu świata, i przerażający właściciel ubojni, który relaksuje się przy dźwiękach zarzynanych krów. I przez większość czasu zastanawiasz się wtf i kto ma aż tak zryty mózg. Serio, super serial. Polecam. A w drugim sezonie jest kowboj przywrócony z piekła. Fajna sprawa.
Black mirror
Każdy odcinek to nowa historia i każda kolejna jest smutniejsza od poprzedniej. Serial pokazuje nasz świat w dalszej lub bliższej przyszłości, gdy technologia jest już dużo bardziej rozwinięta. I jak ta technologia wpływa na ludzi. Jak potrafi niszczyć kariery, rozbijać związki, dotrzeć do najbardziej skrytych sekretów, zmieniać ludzi w nieczułe maszyny. Z reguły z ciekawym zwrotem akcji i smutnym zakończeniem.
Ania, nie Anna
Każdy słyszał kiedyś o Ani, która została przypadkiem adoptowana przez podstarzałe rodzeństwo z Zielonego Wzgórza. Przypadkiem, bo miała być chłopcem, który pomógłby przy pracy na farmie, a zamiast tego jest brzydką i dziwną dziewczynką, która opowiada niestworzone historie i powinna częściej gryźć się w język.
Na pewno nie jest to serial dla dzieci, bo faktycznie jest dużo bardziej dramatyczny od książki i często pokazuje traumatyczne przeżycia dziewczynki z pierwszych kilkunastu lat życia (czego w oryginale w ogóle nie ma). Ale w dalszym ciągu jest taki... miły. I bardzo dobrze nakręcony. A postać Ani jest oddana tak niesamowicie wspaniale. Wiem, bo wychowałam się na tych książkach. I robi mi się ciepło na serduszku za każdym razem, gdy rozpoznaję w serialu dialogi z oryginału.
Scorpion
Banda upośledzonych społecznie geniuszy pomaga Departamentowi Bezpieczeństwa w przechwytywaniu bomb atomowych, neutralizowaniu satelitów, które mogą zniszczyć pół Stanów Zjednoczonych, walce z terrorystami i reszcie takich rzeczy. Dowodzi nimi Walter O'Brian, który ma czwarte najwyższe IQ w historii, a jako dzieciak zhakował NASA, bo chciał ściągnąć sobie zdjęcie nieba na tapetę. I wmawia wszystkim, że nie ma uczuć. Fajny gość. I jest jeszcze Paige (nie-geniusz), która pomaga całej tej grupie funkcjonować między normalnymi ludźmi, podczas gdy oni pomagają jej zrozumieć jej syna (to też geniusz). Aha, a Walter i Paige oczywiście się w sobie zakochują i pewnie będą potrzebowali pięciu sezonów, żeby to przyznać. Mówię "pewnie", bo jeszcze nie dotarłam do tego momentu.
Get Down
Z jednej strony jest przekomiczny, na przykład w momentach, gdy dzieciaki na Bronxie opowiadają sobie legendy o niesamowitym kung-fu, przekokszonym wojowniku, który jest jak cień i nigdy nie można zobaczyć nic więcej, oprócz jego znaku rozpoznawczego - najaczy. Z drugiej strony jest brutalny i przesmutny, gdy pokazuje życie ludzi na Bronxie w latach 70., które może skończyć się bardzo szybko, jeśli tylko wejdzie się przypadkiem w złą uliczkę. Albo wplącze w wojny gangów. Pokazuje, jak trudno dzieciakom z tamtych okolic osiągnąć cokolwiek w swoim życiu i jak dużo są w stanie zrobić, żeby spełnić swoje marzenia. A to wszystko przy akompaniamencie cudownego soundtracku i rapowych bitew w sekretnych klubach.

Narcos
Kolejny serial, który niby wszyscy znają, ale jednak...
Przedstawia historię Pablo Escobara, czyli jednego z najbardziej znanych handlarzy narkotykowych. Ale oprócz tego pokazuje też historie ludzi, którzy poświęcili wiele lat, żeby go powstrzymać. I jak bardzo zmieniło ich to, że musieli dostosować swoje metody do metod okrutnego świata kokainy. Przeczytałam gdzieś, że producenci chcieli dać ludziom postać, którą będą lubić, ale równocześnie się nią brzydzić. Nie wiem, ewidentnie jestem dziwną osobą, bo nie brzydziłam się Escobarem zupełnie. Było mi strasznie żal jego rodziny i miałam nadzieję, że jednak historia skończy się inaczej, niż w rzeczywistości. (Jeśli jakimś cudem nie wiesz, jak się skończyła w rzeczywistości, to nie wchodź na Wikipedię. Serio. Serial super buduje napięcie. Do samego końca.) O, a trzeci sezon jest o kartelu z Cali. Nie lubię kartelu z Cali.
Bones
Genialna antropolog sądowa, Temperance Brennan, i jej zespół z Jeffersonian Institute zaczynają współpracować z agentem FBI, Seeley Boothem. I razem rozwiązują zagadkowe morderstwa, i walczą ze złem. Przy okazji Brennan jest tak przekokszona, że czasem do odkrycia tożsamości ofiary, przyczyny śmierci, narzędzia zbrodni i winowajcy wystarcza jej jedna maleńka kość. Aha, a Temperance i Booth też się w sobie zakochają. To nie spojler. To taka zasada w tego typu produkcjach.
Zapomniałam o tym serialu, a swojego czasu oglądałam go wręcz nałogowo. I kochałam. I chciałam zostać polską Brennan. Co prawda, procesy membranowe jednak ostatecznie wygrały z antropologią, a po dziewięciu sezonach serial w końcu troszkę mi się... znudził, ale sentyment pozostał.
Jak dobrze marnować czas II
W czym, jak w czym, ale w marnowaniu czasu jestem mistrzem. Serio. Powinnam dostać za to medal. Kto przyznaje takie medale?
W każdym razie, jeśli już zdarza Wam się marnować czas, bo podążanie za karierą jest trudne i żmudne, a pierwsze mrozy nie pomagają w robieniu... czegokolwiek, to marnujcie go z głową. I książką na przykład. A jeśli już bardzo nie chcecie czytać (co boli moje serduszko), to otwórzcie komputer i ogarnijcie jakiś dobry serial. O kilku już kiedyś pisałam tutaj. A teraz podrzucam Wam kilka nowych.

Zaczynam od czegoś, co pokochał i czym zachwycił się cały Boży świat, i pewnie większość z Was pomyśli sobie, że w ogóle nie ma po co o tym wspominać, bo widział to już każdy. Ale nie. Dlatego, do wszystkich, którzy jeszcze nie wpadli na to, żeby zabrać się za ten serial: zróbcie to. Ale serio. Po pierwsze, klimat lat 80. jest w nim oddany naprawdę przecudownie. Po drugie, robi z mózgu sieczkę i nie masz pojęcia, co się dzieje. Po trzecie, to takie amerykańskie coś o niby kosmitach, jakimś UFO, jakichś tajnych naukowych eksperymentach i oczywiście wszystko dzieje się w zabitej dechami mieścinie, która powinna być ostatnim miejscem, w którym coś się dzieje. Jest tu wątek paranormalny, wątek detektywistyczny, cudowne real-life RPG, humor na poziomie i bohaterzy, których można pokochać od pierwszego wejrzenia.
Preacher

Jest tu super wampir z irlandzkim akcentem, który lubi dziwki i koks. Są tu wysłannicy niebios w kowbojskich kapeluszach. Są stare chevrolety i zapyziałe miasto na końcu świata, i przerażający właściciel ubojni, który relaksuje się przy dźwiękach zarzynanych krów. I przez większość czasu zastanawiasz się wtf i kto ma aż tak zryty mózg. Serio, super serial. Polecam. A w drugim sezonie jest kowboj przywrócony z piekła. Fajna sprawa.

Każdy odcinek to nowa historia i każda kolejna jest smutniejsza od poprzedniej. Serial pokazuje nasz świat w dalszej lub bliższej przyszłości, gdy technologia jest już dużo bardziej rozwinięta. I jak ta technologia wpływa na ludzi. Jak potrafi niszczyć kariery, rozbijać związki, dotrzeć do najbardziej skrytych sekretów, zmieniać ludzi w nieczułe maszyny. Z reguły z ciekawym zwrotem akcji i smutnym zakończeniem.
Ania, nie Anna

Na pewno nie jest to serial dla dzieci, bo faktycznie jest dużo bardziej dramatyczny od książki i często pokazuje traumatyczne przeżycia dziewczynki z pierwszych kilkunastu lat życia (czego w oryginale w ogóle nie ma). Ale w dalszym ciągu jest taki... miły. I bardzo dobrze nakręcony. A postać Ani jest oddana tak niesamowicie wspaniale. Wiem, bo wychowałam się na tych książkach. I robi mi się ciepło na serduszku za każdym razem, gdy rozpoznaję w serialu dialogi z oryginału.

Banda upośledzonych społecznie geniuszy pomaga Departamentowi Bezpieczeństwa w przechwytywaniu bomb atomowych, neutralizowaniu satelitów, które mogą zniszczyć pół Stanów Zjednoczonych, walce z terrorystami i reszcie takich rzeczy. Dowodzi nimi Walter O'Brian, który ma czwarte najwyższe IQ w historii, a jako dzieciak zhakował NASA, bo chciał ściągnąć sobie zdjęcie nieba na tapetę. I wmawia wszystkim, że nie ma uczuć. Fajny gość. I jest jeszcze Paige (nie-geniusz), która pomaga całej tej grupie funkcjonować między normalnymi ludźmi, podczas gdy oni pomagają jej zrozumieć jej syna (to też geniusz). Aha, a Walter i Paige oczywiście się w sobie zakochują i pewnie będą potrzebowali pięciu sezonów, żeby to przyznać. Mówię "pewnie", bo jeszcze nie dotarłam do tego momentu.

Z jednej strony jest przekomiczny, na przykład w momentach, gdy dzieciaki na Bronxie opowiadają sobie legendy o niesamowitym kung-fu, przekokszonym wojowniku, który jest jak cień i nigdy nie można zobaczyć nic więcej, oprócz jego znaku rozpoznawczego - najaczy. Z drugiej strony jest brutalny i przesmutny, gdy pokazuje życie ludzi na Bronxie w latach 70., które może skończyć się bardzo szybko, jeśli tylko wejdzie się przypadkiem w złą uliczkę. Albo wplącze w wojny gangów. Pokazuje, jak trudno dzieciakom z tamtych okolic osiągnąć cokolwiek w swoim życiu i jak dużo są w stanie zrobić, żeby spełnić swoje marzenia. A to wszystko przy akompaniamencie cudownego soundtracku i rapowych bitew w sekretnych klubach.

Narcos
Kolejny serial, który niby wszyscy znają, ale jednak...
Przedstawia historię Pablo Escobara, czyli jednego z najbardziej znanych handlarzy narkotykowych. Ale oprócz tego pokazuje też historie ludzi, którzy poświęcili wiele lat, żeby go powstrzymać. I jak bardzo zmieniło ich to, że musieli dostosować swoje metody do metod okrutnego świata kokainy. Przeczytałam gdzieś, że producenci chcieli dać ludziom postać, którą będą lubić, ale równocześnie się nią brzydzić. Nie wiem, ewidentnie jestem dziwną osobą, bo nie brzydziłam się Escobarem zupełnie. Było mi strasznie żal jego rodziny i miałam nadzieję, że jednak historia skończy się inaczej, niż w rzeczywistości. (Jeśli jakimś cudem nie wiesz, jak się skończyła w rzeczywistości, to nie wchodź na Wikipedię. Serio. Serial super buduje napięcie. Do samego końca.) O, a trzeci sezon jest o kartelu z Cali. Nie lubię kartelu z Cali.

Genialna antropolog sądowa, Temperance Brennan, i jej zespół z Jeffersonian Institute zaczynają współpracować z agentem FBI, Seeley Boothem. I razem rozwiązują zagadkowe morderstwa, i walczą ze złem. Przy okazji Brennan jest tak przekokszona, że czasem do odkrycia tożsamości ofiary, przyczyny śmierci, narzędzia zbrodni i winowajcy wystarcza jej jedna maleńka kość. Aha, a Temperance i Booth też się w sobie zakochają. To nie spojler. To taka zasada w tego typu produkcjach.
Zapomniałam o tym serialu, a swojego czasu oglądałam go wręcz nałogowo. I kochałam. I chciałam zostać polską Brennan. Co prawda, procesy membranowe jednak ostatecznie wygrały z antropologią, a po dziewięciu sezonach serial w końcu troszkę mi się... znudził, ale sentyment pozostał.