Brandon Sanderson - Z mgły zrodzony


Żyjemy w czasach, w których wielu ludzi uważa, że nie da się stworzyć niczego nowego. Wszystkie słowa zostały już zapisane, wszystkie obrazy namalowane, wszystkie nuty zagrane. Każdy pomysł, na który wpadniesz, ktoś inny zdążył już wprowadzić w życie. Brandon Sanderson stara się udowodnić wszystkim niedowiarkom, że zawsze można jeszcze wymyślić coś nowego. Moją opinię na temat jednej z jego książek możecie znaleźć tutaj, a dzisiaj przybliżę Wam jego inną powieść - Z mgły zrodzony. Tym razem będzie to jak najbardziej pozytywna recenzja.

Przenieśmy się do świata, w którym światło słoneczne nigdy nie przebija się przez szare chmury, a w nocy cały świat spowijają macki gęstej, przerażającej mgły. Ludzie nie opuszczają domów po zmierzchu, boją się tej mgły, jakby była żywą istotą, która wciągnie ich w swoje czeluście i pochłonie.
Z nieba pada popiół i pokrywa ziemię. Jedyne rośliny, którym udaje się przebić przez tę warstwę są małe, brunatne i brzydkie. Podobno kiedyś na ziemi rosły wysokie drzewa, wyciągały gałęzie w stronę jasnego słońca i niebieskiego nieba.
Podobno istniało kiedyś coś takiego jak kwiaty. Miały cieniutkie łodygi i płatki we wszystkich kolorach tęczy. Vin widziała je na jakiejś starej, wygniecionej ilustracji, ale nie jest w stanie uwierzyć w istnienie czegoś tak dziwnego, kolorowego i delikatnego.

Tysiąc lat temu pewien człowiek pokonał zło, które groziło całemu światu. Teraz jest znany jako Ostatni Imperator i od dziesięciu wieków sprawuje tyrańskie rządy. Roztacza nad swoim państwem niepokój i strach, wysysa z podwładnych nadzieję.
Po wygranej bitwie, Imperator wynagrodził wszystkich przyjaciół, którzy mu pomogli, nadał im ziemie i tytuły, a ich synowie, wnukowie i praprawnukowie dalej cieszą się jego uznaniem. Natomiast wszystkich, którzy nie przyszli mu z pomocą, ukarał i uczynił skaa - niewolnikami, których jedynym zadaniem od tysiąca lat jest katorżnicza praca. Szlachta uważa ich za istoty na pograniczu człowieka ze zwierzęciem.

Jednak to nie jedyne, co odróżnia skaa od innych ludzi. I to też nie to, co sprawia, że powieść Sandersona jest tak unikalna. Tym niesamowitym aspektem jest magia, allomancja. Imperator ofiarował ją tylko szlachcie, a pozbawił jej niewolników. To dlatego zawsze, gdy szlachcic zabawia się z kobietą skaa, ma potem prawny obowiązek ją zabić. Żeby przypadkiem magiczna moc nie zmieszała się z plugawą krwią niewolników.

Allomacja to zupełnie nowy rodzaj magii. Nie ma tutaj może rzucania fireballami ani księgi magicznych zaklęć, ale jest to naprawdę ciekawy pomysł. Polega na uzyskiwaniu wyjątkowych umiejętności poprzez rozkładanie ("spalanie") w swoim organizmie metali albo ich stopów. Osiem podstawowych metali jest podzielonych na różne kategorie (między innymi na fizyczne, czyli takie, które działają na zdolności fizyczne, albo umysłowe - domyślcie się, o co chodzi). Allomanta może spalać tylko jeden z metali, więc włada tylko jednym darem. Jeśli zaś potrafi używać ich wszystkich, jest nazwany Zrodzonym z mgły.

Takim Zrodzonym jest Kelsier, pół skaa, kiedyś wytrawny złodziej, a dzisiaj człowiek-legenda, Ocalały z Hathsin, który planuje spisek, żeby wywołać bunt i obalić Ostatniego Imperatora. I pomścić swoją ukochaną. Pomoże mu w tym grupa jego przyjaciół, z którymi kiedyś planował włamania i rabunki, oraz Vin, biedna szesnastoletnia sierota, popychadło w złodziejskiej szajce, która nie wie nic o swojej mocy ani swoim pochodzeniu. Jeszcze.

Świat stworzony przez Sandersona jest tak dopracowany, że można się pokusić o nazwanie go niemal realnym. Każdy szczegół jest dopieszczony i tworzy spójną całość z resztą, a nazwy, slang, czy geografia królestwa wzmagają poczucie autentyczności. Sama historia Ostatniego Imperium, którą poznajemy w miarę czytania książki, jest bardzo ciekawa, więc z zapartym tchem czekamy, aż Sanderson wyjawi nam jej kolejne aspekty. Bohaterzy nie są papierowymi kukiełkami, mają skomplikowaną budowę, przeszłość, swoje grzeszki na sumieniu, przemyślenia. Charakter. Niektórzy Was zdenerwują, innych będziecie darzyć sympatią, jeszcze innych znienawidzicie z całego serca. I dobrze! To znaczy, że są przekonujący.

Nie ma tu pseudo-żartów jak w Stalowym sercu (na szczęście!), książka jest napisana bardzo przyjemnym językiem, a akcja wciąga natychmiastowo. Sceny walki sprawiają, że nabieracie powietrza i wstrzymujecie je aż do końca pojedynku. Razem z bohaterami próbujecie rozwikłać tajemnice, które spowijają przeszłość Ostatniego Imperatora. Razem ze skaa pragniecie chwycić za broń i odzyskać wolność. Mówię Wam, na pewno chcecie przeczytać tę książkę. Warto. Sam tytuł sprawia, że aż chce się po nią sięgnąć. A na mnie czekają jeszcze dwie części i mam nadzieję, że również będą godne polecenia.

Recenzja
Z mgły zrodzony
Brandon Sanderson

Przeczytaj też

7 komentarze:

  1. Czytanie książek fantastycznych przychodzi mi z dużym trudem, bowiem większość, które miałam w rękach, zawsze kończyły się tak samo, całość polegała właśnie na tych fireballach, przeładowaniem efektami specjalnymi, mówiąc ogólnie, przerost formy nad treścią. "Zrodzony z mgły" zapowiada się ciekawie, ale widać tu klasykę, jeden bohater, który chce zbawić cały świat, poza tym ktoś, kto pokonał Zło sam stał się większym złem, jak dla mnie trochę niezrozumiałe, ale cóż, widocznie autor miał taki, a nie inny pomysł.
    Pamiętam, kiedyś miałam dobrą książkę w ręku, może czytałaś "Kroniki Świata Wynurzonego"? Jeśli nie, to warto sięgnąć. Tylko jakoś nie mogę się zabrać za "Wojny Świata Wynurzonego", jeśli to z kolei czytałaś, to możesz dać znać, czy warto jednak się przemóc (nie zachęca mnie opis na tylnej okładce).
    Pozdrawiam, Kat de Wolf.

    http://katdewolf.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klasyka jest na początku, w następnych częściach wszystko się wyjaśnia i widać, że wszystko było idealnie zaplanowane a ta "klasyka" to jedynie iluzja. Książki Sandersona mają o wiele więcej treści niż magii. Polecam

      Usuń
  2. ciekawa książka


    zapraszam do mnie : http://eskucinska.tumblr.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaimponował mi twój blog zapraszam do mnie
    www.opowiadaniatomojezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo słyszałam o jego książkach, a że uwielbiam takie klimaty od jakiegoś czasu myślałam o zakupie jednej z nich. Zazwyczaj kiedy sięgam po jakiś nowy rodzaj fantasy, czuje się lekko zawiedziona, bo Tolkienowskie pozycje na tyle mocno zagościły w mojej świadomości, że ciężko to komukolwiek przebić. Ponadto moja dozgonna miłość do elfów nie pozwala mi zbytnio na przywiązanie do jakiegoś innego świata. Mimo wszystko, Twoja pozytywna recenzja skłania mnie do ponownego przemyślenia nabycia książek tego autora. Dziękuję! :)
    Pozdrawiam,
    vojcikowna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! Co prawda to zupełnie nie Tolkien, bo i konwencja inna, i styl pisania inny, ale naprawdę warto :)

      Usuń
  5. Jak dla mnie była to naprawdę niesamowita książka. Postacie są tak realne, że niemal namacalne. Nikt nie jest w gruncie rzeczy idealny, każda osoba ma jakieś wady i słabości, którym stara się stawić czoła. Z łatwością można się przywiązać do bohaterów, którzy - i dobrze i źle - nie są nieśmiertelni.
    A opisy to dla mnie majstersztyk! Przez cały czas miałam wrażenie, że nie czytam, a po prostu widzę obrazy. Opisy walk w szczególności mnie uwiodły, bo wychodzą bardzo naturalnie.
    Druga część mi trochę zgrzytała - przede wszystkim niesamowitość Vin, która urosła trochę do rangi niezniszczalnej. To był chyba największy mankament. Obecnie czytam trzecią część i mam nadzieję, że będzie dobrym zwieńczeniem historii Vin :)

    OdpowiedzUsuń