Jesienna depresja


W dni takie jak dzisiejszy, kiedy pada śnieg (choć mamy połowę października), cały czas jest tak ciemno, jak gdyby była już 19:00, a Paweł zaczyna puszczać "Let it snow", wydaje mi się, że wszechświat jest przeciwko mnie. Że zima znów mnie oszukała i przyszła za wcześnie, i pewnie już nigdy się nie skończy. I umrzemy pod tonami śniegu.

Żeby przeżyć w takie dni, trzeba cieszyć się z małych rzeczy. Serio. To nie jest po prostu ładny motywacyjny frazes, który powtarza się w internetach. Dla przykładu, rzeczą, która ucieszyła mnie najbardziej w ciągu ostatniego tygodnia było to, że włączyli ogrzewanie.

Słyszałam kiedyś taką legendę o pięknej, złotej, polskiej jesieni. Podobno można ją zobaczyć czasem, gdy słońce z ogromnym wysiłkiem przebije się przez chmury i deszcz. Podobno jest wtedy tak ciepło i przyjemnie, że można udawać, że to jeszcze lato, a zima nigdy się nie pojawi. Wydaje mi się, że parę razy ją widziałam, ale dzieciom też czasem wydaje się, że słyszą sanie Świętego Mikołaja. Nie możemy być zbyt łatwowierni.

Jedyne, co lubię w jesieni, to to, że na wiosnę wszystkie drzewa, które teraz usychają, będą mogły na nowo rozkwitnąć. A jedyne, co lubię w zimie, to to, że każdy ponury, ciemny i zimny dzień przybliża mnie do wiosny. Ok, lubię jeszcze patrzeć na śnieg. Przez okno. W swetrze, z kubkiem gorącej herbatki z toną cukru i cytryny, i z moim cudownym kaloryferem obok.

Nie mam zupełnie żadnej rady ani żadnego magicznego sposobu, dla tych z Was, którzy podzielają moje odczucia odnośnie chłodu i jesieni, i zimy, i depresji. Najlepszym planem jest pewnie zaopatrzyć się w tysiące ciepłych swetrów, tony czekolady, kubki z gorącym kakałkiem i osobę, która będzie Was grzała w te ponure wieczory. Albo znaleźć sobie zajęcie, które pochłonie Was do reszty. I nie będzie wymagało przebywania na zimnie. Nie polecam zwijania się w koc i płakania z myślą "może przeżyję do wiosny". (Chociaż przyznaję, że robiłam to przez większość dzisiejszego dnia.)

Pewnie najlepiej byłoby, gdybyśmy byli jak niedźwiadki. Zjedli tony kalorycznego jedzenia, a potem zapadli w sen na parę miesięcy i obudzili się, gdy znowu będzie ciepło. I spalili wszystkie kalorie podczas snu!

Przeczytaj też

3 komentarze:

  1. To palenie kalorii podczas snu mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  2. " Pewnie najlepiej byłoby, gdybyśmy byli jak niedźwiadki. Zjedli tony kalorycznego jedzenia, a potem zapadli w sen na parę miesięcy i.. " i z pewnością zamiast zapaść w sen zimowy zachorowalibyśmy na cukrzycę :) Tak swoją drogą, to jesień czy zima nie musi skazywać człowieka no siedzenie cały dzień pod kocem. Wręcz przeciwnie ! Właśnie wtedy najlepiej jest moim zdaniem zmusić się do ruchu. Jeśli nauczysz się ruchu w takich warunkach jakie aktualnie panują w Gliwicach to na wiosnę czy lato będzie jeszcze więcej siły oraz to, że pozostanie nawyk ! Ciepłe ubranko, nawet spacer zwykły powoduje, że nie jest się leniwym, zwiększa się też odporność. Dodatkowo polecam zaopatrzyć się w dobry zestaw witamin (te dobrej "klasy" kosztują w granicach 20-30 zł i starczają na miesiąc, a może i więcej). Ludzie po prostu myślą, że jeśli cała "aura" za oknem pokazuje nam, że jest szaro, jest brzydka pogoda, to jest to dobra wymówka by się zaszyć i tłumaczyć tym, że wszystko jest przeciwko nam. Po za tym, to bardzo fajny artykuł, czyta się to bardzo przyjemnie ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uważam, że to już raczej normalne, że jesień zmusza nas do przemyśleń nad wszystkim co do tej pory się wydarzyło. Myślę, że to jest nawet dobre, ponieważ w ciepłe dni - jesteśmy zabiegani, nie mamy czasu by spokojnie wszystko przemyśleć, a ta jesień właśnie nam w tym pomaga. To już tak raczej jest w człowieku, że jak za oknem deszcz,brzydka pogoda - to najlepiej zostać w domu w ciepłych skarpetkach i włączyć sobie seans filmów. Bardzo klimatyczny post i super blog ;D


    http://strongwomeen.blogspot.com/2015/10/filmik-konkurs.html - zapraszam. U nas pierwszy filmik, a także rozdanie więc zachęcam do brania udziału ;)

    OdpowiedzUsuń