Samantha Shannon - Czas żniw


Wyobraź sobie, że jesteś w Londynie, spacerujesz uliczkami, które z reguły widujesz tylko w serialach, rozkładasz parasol, bo oczywiście pada.

Wyobraź sobie, że jest rok 2059. 

Wyobraź sobie, że granica między naszym wymiarem a zaświatami się zatarła, że duchy egzystują między ludźmi, a niektórzy mają specjalne umiejętności, które pozwalają im na różnego rodzaju kontakty z tymi duchami. 

Wyobraź sobie jeszcze tylko, że jesteś jasnowidzem. I nie, wcale nie spacerujesz uliczkami. Przemykasz nimi jak cień, z pochyloną głową, byle jak najszybciej. Bo bycie jasnowidzem to dla szarych londyńczyków zaraza, najgorszy rodzaj choroby. Jasnowidz łamie prawo przez sam fakt, że oddycha. A jeśli jeszcze korzysta ze swoich zdolności i zostanie złapany, skończy w Wieży. Nikt nigdy nie wrócił z Wieży. 

Sajon, rząd Londynu, lustruje swoim okiem miasto, by wyłapać wszystkich odmieńców. W tej rzeczywistości 19-letnia Paige znalazła swoje miejsce w podziemnej organizacji przestępczej, która zrzesza jasnowidzów wyższych kategorii (tych z "lepszymi" umiejętnościami). Paige jest faworytą, prawą ręką, Jacksona Halla, jednego z mim-lordów Syndykatu (taką nazwę ma ta organizacja). Należy też do najwyższej i najrzadszej kategorii jasnowidzów. Jej duch może opuszczać swój senny krajobraz i przemieszczać się niezależnie od ciała. 

Peige tylko raz jest mniej ostrożna niż zazwyczaj, ale to wystarcza by wpadła w ręce władz i została przetransportowana do karnego obozu w dawno odizolowanym Oxfordzie. Do obozu, w którym swoje rządy sprawują Refaici - potężna rasa z zaświatów - i w którym Paige dowiaduje się, że wszystko, w co wierzyła jest kłamstwem. Że jest tylko nic nieznaczącym pionkiem w ogromnej i przerażającej grze.

Gdy pierwszy raz trzymałam w rękach Czas żniw, nie miałam jeszcze pojęcia, jaki potencjał ma ta powieść. Opis z tyłu książki nie wyjaśnił mi zupełnie nic i nie byłam w stanie powiedzieć o niej więcej niż to, że jest jakaś tam Paige, jakaś tam tajemna rasa Refaitów, jakaś tam kolonia karna w Oxfordzie. A Paige jest śniącym wędrowcem. Tylko co to w ogóle oznacza? Może troszkę wstyd się przyznać, że zaczęłam czytać Czas żniw tylko dlatego, że napisała ją ta 24-latka, o której już wspominałam. Chciałam ją sprawdzić i ocenić. Nie zawiodłam się. 

Świat wykreowany przez Samanthę Shannon jest niesamowity. Struktura Syndykatu, slang, którym porozumiewają się jasnowidze, ich życie i zwyczaje a także alternatywna historia Anglii sprawia, że znajdujemy się w zupełnie nowym świecie. A historia miłosna, którą oczywiście możemy znaleźć w powieści, nie odgrywa w niej najważniejszej roli. Niby jest bardzo przewidywalna, ale została tak pięknie opleciona zwrotami akcji, intrygami, tajemnicami, spiskami, groźbami śmierci i walką o wolność, że nie od razu zwracamy na nią uwagę.

Drugą część, Zakon mimów, też mam już za sobą i teraz muszę czekać niecierpliwie na rozwój akcji i wyjaśnienia, bo ostatnia strona Zakonu wbiła mnie w fotel. Naprawdę. Polecam wszystkim, a szczególnie tym, którzy mają ochotę na fantastykę w trochę nowszej i świeższej odsłonie.

Recenzja
Czas żniw
Samantha Shannon

Fot. https://www.lebio.pl/

Przeczytaj też

3 komentarze:

  1. Mnie swoim opisem przekonałaś i chyba sięgnę po tę serię. Szukam właśnie czegoś tego typu świeżego. Mogę ci jeszcze polecić co mi się wydaje być podobne do CZAS ŻNIW to NIEZGODNA i WIĘZIEŃ LABIRYNTU. W obu wątek miłosny jest mniej ważny jak rozwiązanie tajemnicy istnienia.

    Zapraszam na konkurs xx
    http://patrysjahasmikmero.blogspot.com/2015/07/contest-1.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak mi miło, kiedy to sobie czytam i słyszę w głowie Twój głos, kiedy mi to mówisz i się tak fascynujesz, co ostatnio przeczytałaś:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam do siebie :)
    dopiero zaczynam :)
    https://zrecenzowanekkw.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń